W korespondencji Mike'a Thomsona, korespondenta zagranicznego BBC, zwrócono uwagę na to, że polski rząd jest oskarżany m.in. o "zagrażanie niezależności sądownictwa przez znaczne zwiększenie wpływu nad sądami".
Jak dodano, rząd w Warszawie ma czas do przyszłego wtorku, 20 marca, aby odpowiedzieć na zastrzeżenia dotyczące praworządności ze strony unijnych instytucji, a w przeciwnym razie "może nawet ostatecznie stracić prawo głosu w Unii Europejskiej".
Jednocześnie podkreślono, że "istnieją powszechne obawy, że autorytarna polityka Prawa i Sprawiedliwości zagraża liberalnej demokracji przez atakowanie mediów, ograniczanie swobód obywatelskiego oraz zachęcanie kulturalnej i religijnej nietolerancji".
Thomson przyjechał do Polski, aby porozmawiać m.in. z wyborcami Prawa i Sprawiedliwości, które - jak analizował - "dobrze wykorzystuje niezadowolenie z zachodnich liberalnych wartości i podkreśla tradycyjny ideał polskości, obiecując przywrócenie ludziom ich dumy, kultury i wiary w siebie".
Pracownicy lokalnej fabryki tłumaczyli w rozmowie z reporterem, że ich zdaniem Unia Europejska "zbyt mocno miesza się do naszych spraw", bo "Polska jako kraj suwerenny ma swoje jakieś tam sprawy, w które nikt nie powinien się mieszać".
Jeśli chodzi właśnie o Unię, inaczej żeśmy to sobie wyobrażali. Kiedy byłem na Marszu Niepodległości i świętowałem bardzo ważne święto narodowe Polski, pan Timmermans (wiceprzewodniczący Komisji Europejskiej Frans Timmermans - PAP) powiedział, że w Warszawie szło 60 tys. faszystów. To znaczy, mnie nazwał faszystą i moją rodzinę. Ja sobie tego nie życzę, bo ja się nie czuję, że jestem faszystą, ani nim nie jestem, bo mój dziadek zginął w czasie drugiej wojny w obozie w Auschwitz i już nie powrócił. Ja nie pozwalam, żeby teraz robić ze mnie faszystę - tłumaczył swoją irytację jeden z pracowników, Waldemar Kempisty.
Z kolei burmistrz Ostrowi Jerzy Bauer mówił o "paternalistycznym traktowaniu obywateli" przez UE, co - jego zdaniem - "jest bardzo dotkliwe (i) wielu ludzi odczuło to osobiście".
BBC zwróciło także uwagę na sukces programu 500+, pokazując rozmowę z wychowującą trójkę dzieci 27-letnią Moniką Subda chwalącą rząd za to, że "może zapewnić swoim dzieciom teraz wszystko, kiedy wcześniej (...) nie byłam w stanie, bo nie miałam środków".
Wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego z ramienia PiS prof. Zdzisław Krasnodębski wytłumaczył jednak w programie, że często w rozmowach z kolegami w PE mówi im, żeby zamiast krytykować Polskę, spojrzeli na swój kraj.
Nie mogę zaakceptować sytuacji, w której ludzie z innych państw, którzy nie są poinformowani o sytuacji, bo nie mówią po polsku, nie odwiedzają Polski, porównują (nasz kraj) do Rosji, Turcji czy innych niedemokratycznych państw - tłumaczył, zapewniając, że prawa obywatelskie "nie są zagrożone".
Przeciwnego zdania był prof. Radosław Markowski z Uniwersytetu SWPS w Warszawie, który przekonywał z kolei, że Polska "przechodzi przez kryzys konstytucyjny".
Podział władzy tutaj nie istnieje, a rządy prawa były naruszane wielokrotnie przez prezydenta i partię. Mamy do czynienia z naruszaniem istniejącej, wiążącej prawnie konstytucji i zadajemy sobie jedynie pytanie: kiedy ci ludzie staną przed Trybunałem Stanu, bo to jest oczywiste i myślę, że to się prędzej czy później wydarzy - ocenił.
Z kolei była sędzia Trybunału Konstytucyjnego prof. Ewa Łętowska oceniła w rozmowie z BBC, że "społeczeństwo dojrzewa wolno", a "przez te 30 lat zaniedbano strefę socjalną i teraz to się mści, dlatego, że ludzie powiadają: dobrze, ale wolnością dla dżenderowych aspiracji kobiet nie nakarmimy dzieci".
Pytana o motywację rządzącego Prawa i Sprawiedliwości, oceniła jednak jednoznacznie, że chodzi o "władzę". Dlaczego się manipuluje mediami? Żeby media były posłuszne. Dlaczego się manipuluje ludźmi? Żeby się ludzie nie buntowali. Dlaczego chce się, żeby sędziowie nie byli za bardzo samodzielni? Żeby orzekali tak, jak to założył polityczny projekt - wyliczała.
Korespondent BBC odwiedził także Centrum Praw Kobiet w Warszawie, zaznaczając, że kilka miesięcy temu podczas interwencji policji zabrano stamtąd wiele poufnych dokumentów, które do dzisiaj nie zostały zwrócone, co wzbudza obawy dot. funkcjonowania organizacji społecznych.
Po emisji materiału prowadząca program podkreśliła, że BBC zwróciło się do przedstawicieli polskiego rządu z prośbą o rozmowę, ale "nikt nie był tego wieczoru dostępny".