Notowania CSU od tygodni systematycznie spadają. Według najnowszych sondaży ta jedyna partia landowa z federalną reprezentacją może liczyć obecnie na poparcie co najwyżej 33 proc. Bawarczyków. Gorszy rezultat w wyborach do regionalnego parlamentu ugrupowanie to uzyskało jedynie w 1950 roku. W bawarskim głosowaniu pięć lat temu CSU otrzymała 47,7 proc. głosów.
Z kolei w najnowszym sondażu "Deutschlandtrend" nie zapytano już o nastroje wyborcze w Bawarii, ale o poparcie dla rządu w Berlinie - donosi "Deutsche Welle". I gdyby wybory odbyły się dzisiaj, rząd Angeli Merkel nie miałby już większości w Bundestagu. Na blok partii chadeckich CDU/CSU głosowałoby 26 proc. wyborców, drugą siłą polityczną w niemieckim parlamencie byłaby partia Zielonych (17 proc. poparcia), a zaraz za nią antymigrancka Alternatywa dla Niemiec (AfD) z 16-procentowym poparciem.
Wyniki sondażu wskazują również wyraźnie, kogo wyborcy obarczają winą za stan niemieckiej koalicji. Otóż winę - jak informuje "Deutsche Welle" - przypisują głównie Angeli Merkel (56 proc.), a w mniejszym stopniu Horstowi Seehoferowi (31 proc.). Zadowolona może być z kolei Andrea Nahles - za winną konfliktu w koalicji uważa ją zaledwie 2 proc. ankietowanych.
Niemieckie media otwarcie piszą o kryzysie wśród dominujących od lat w Bawarii chadeków. Tygodnik "Der Spiegel" porównuje ich obecne notowania sondażowe do zajęcia ostatniego miejsca w Bundeslidze przez Bayern Monachium, sportową dumę regionu i wielokrotnego mistrza Niemiec w piłce nożnej.
Równie znaczący odpływ wyborców w Bawarii odnotowuje socjaldemokratyczna SPD. Pięć lat temu głos na partię Andrei Nahles oddało ponad 20 proc. Bawarczyków; teraz zamierza to zrobić – według sondaży – jedynie co dziesiąty.
Niektórzy politolodzy w Niemczech wieszczą zmierzch tradycyjnych partii masowych w tym kraju i przemeblowanie rodzimej sceny politycznej. Wskazują, że symbolizujące połączenie regionalizmu i modernizacji hasło CSU "Laptop und Lederhose" ("laptop i skórzane spodnie") ma już 20 lat. Dlatego też we współczesnej debacie politycznej zdecydowanie lepiej od chadeków i socjaldemokratów odnajdują się np. Zieloni czy AfD.
Były szef CSU Edmund Stoiber za przyczynę słabszych sondaży swojego ugrupowania uznaje migrację do Bawarii z innych landów Niemiec. Z kolei "Der Spiegel" zauważa, że 80 proc. członków tej partii to mężczyźni i wzywa ją do otwarcia się na kobiety.
Wśród powodów niskich notowań wymienia się również spór o migrację między liderem CSU i szefem MSW w Berlinie Horstem Seehoferem a kanclerz Merkel. Seehofer zarzuca szefowej rządu zbyt liberalną politykę w tym zakresie. Konflikt między nimi stał się tradycyjnym elementem niemieckiej polityki; ich wzajemne podszczypywanie się obszernie relacjonuje prasa. Dziennikarz "Die Welt" Robin Alexander pisze, że relacja Merkel-Seehofer to "dramat polityczny jak u Szekspira".
Wypowiedzi lidera CSU, takie jak "islam nie należy do Niemiec" czy "migracja to matka wszystkich problemów", spotykały się z ostrą krytyką ze strony części CDU. Pamięta o nich również wielu wyborców CSU – partii polegającej dotąd na poparciu różnych grup społecznych. Część z nich - wskazują obserwatorzy - popierała otwarcie granic dla uchodźców w 2015 roku i teraz przechodzi do Zielonych, którzy w sondażach notują 18,5 proc.
Konfrontowane z drugiej strony przez AfD CSU zapewnia zarazem na wyborczych plakatach, że "trzyma Bawarię razem", i zapowiada "bezpieczeństwo przez większą siłę". Opowiada się za szerokimi kompetencjami landowymi dla lokalnej policji.
- Bawaria ma się lepiej niż kiedykolwiek - zapewnia premier Bawarii i lider list wyborczych CSU Markus Soeder, wskazując na sukcesy gospodarcze. Mimo deklaracji o jedności Soedera i Seehofera ich zwolennicy w chadecji przerzucają się jednak oskarżeniami o spadek notowań.
Pierwszy z tych polityków krytykowany jest mocno przez Zielonych. Na ulotkach wyborczych rozdawanych przez to ugrupowanie w Monachium pod podobizną Soedera znajduje się podpis: "Ty też masz dość?".
W kampanii Zieloni koncentrują się głównie na ekologii, w szczególności na elektromobilności i walce z silnikami Diesla. "SPD i (postkomunistyczna) Lewica w rzeczywistości nie walczą o ekologię, robimy to tylko my" – mówi PAP Michael, student i wolontariusz w kampanii Zielonych, rozdający w piątek na Placu Mariackim w Monachium słoneczniki, symbol partii.
- Szokujące jest to, jak wiele starszych osób mówi nam: "Całe życie głosowałem na konserwatystów, teraz czas jednak na zmianę" - opowiada Michael. Podchodzący do stanowisk Zielonych w centrum Monachium starsi zwolennicy CSU zarzucają jednak jego partii naiwność w kwestii polityki migracyjnej. - Z nimi jeszcze da się rozmawiać – zastrzega, machając ręką Michael. - Wszyscy razem boimy się jednak AfD.
To prawicowo-populistyczne ugrupowanie, koncentrujące się głównie na bezpieczeństwie, kwestiach tożsamościowych oraz ograniczeniu migracji, skazane jest w Bawarii na polityczny ostracyzm. Mimo to może liczyć na poparcie ok. 12 proc. i prowadzi aktywną kampanię z chwytliwymi hasłami. "Zrobimy to, co obiecała CSU", "Pieniądze dla emerytów, nie dla migrantów!", "Bezpieczeństwo dla naszych żon i córek!", "Twierdza Europa!", "Burki? Jesteśmy za bikini!" – to niektóre z nich.
Odwoływanie się przez AfD do konserwatyzmu, modernizacji oraz regionalizmu budzi często wściekłość sympatyków CSU. Rozwój landu na tych wartościach oparł rządzący tym ugrupowaniem w latach 1961-1988 legendarny bawarski chadek Franz Josef Strauss, którego imieniem nazwany został m.in. największy port lotniczy w Monachium.
Rolnicza Bawaria należała po II wojnie światowej do najbiedniejszych i najbardziej zacofanych obszarów RFN. Dzięki konsekwentnej polityce CSU "Wolne Państwo Bawaria" - jak brzmi oficjalna nazwa landu - stało się wysoko uprzemysłowioną i najlepiej prosperującą częścią zjednoczonych Niemiec. PKB zamieszkanej przez ok. 13 mln osób Bawarii jest wyższe niż Polski, bezrobocie nie przekracza 3 proc. Siedzibę w tym alpejskim landzie mają m.in. koncerny samochodowe BMW i Audi oraz gigant telekomunikacyjny Siemens.
Katolicka w większości Bawaria demonstruje równocześnie silne przywiązanie do tradycji. Politycy z tego regionu chętnie pojawiają się na oficjalnym imprezach w stroju ludowym i popijając piwo z kufla podczas przemówień.
CSU działa tylko w Bawarii jako siostrzana partia kierowanej przez Merkel CDU, która jest obecna w pozostałych 15 krajach związkowych. W Bundestagu obie partie tworzą wspólny klub parlamentarny. CSU uczestniczy w koalicyjnym rządzie Merkel w Berlinie.
Kłótnie w chadeckiej rodzinie nie są niczym nowym, ale Unia CDU/CSU to miłość z rozsądku – wskazują obserwatorzy. Słaby wynik CSU w Bawarii z pewnością przyprawi Merkel o ból głowy i podkopie i tak już chwiejną pozycję rządu w Berlinie. Kanclerz będzie miała kolejny powód, by nie darzyć sympatią Seehofera, z którym "na ty" przeszła podobno dopiero po 16 latach znajomości. Jak bardzo regionalne wybory w Bawarii i zaplanowane na dwa tygodnie po nich podobne w Hesji odbiją się na pozycji szefowej rządu, dowiemy się w grudniu, gdy odbędą się wybory na szefa CDU.
Według obserwatorów scenariusz rządów w Bawarii bez CSU wydaje się niemożliwy. Partia ta może wejść w koalicję z liberalną FDP (ok. 6 proc. w sondażach) i koncentrującymi się głównie na lokalnych bawarskich problemach Wolnymi Wyborcami (ok. 10 proc). O dokładnym rozkładzie miejsc w 180-osobowym landtagu zadecydują jednak głosujący w niedzielę między godz. 8 a 18 Bawarczycy.