- Były "żółte kamizelki", byli ludzie ubrani na czarno, (...) którzy wzięli z ulicy sprzęt budowlany i wyważyli drzwi ministerstwa (...), a także zniszczyli dwa samochody - powiedział cytowany przez AFP Griveaux. Potępił ten akt agresji, określając go jako "nie do zaakceptowania".

Reklama

- Mam nadzieję, że monitoring pozwoli na zidentyfikowanie i pociągnięcie do odpowiedzialności sprawców oraz że zostaną oni bardzo, bardzo surowo ukarani - oświadczył Griveaux.

W całej Francji ósmą sobotę z rzędu trwały protesty członków ruchu "żółte kamizelki" przeciw rosnącym kosztom utrzymania. Jak poinformował minister spraw wewnętrznych Christophe Castaner, w manifestacjach brało udział ogółem 50 tys. ludzi - znacznie więcej niż tydzień temu, gdy było ich 32 tys.

Reklama

Według AFP ósma sobota demonstracji miała być "testem" dla "żółtych kamizelek", gdyż w ostatnich tygodniach ruch nieco słabł.

Minister Castaner, ogłaszając liczbę protestujących, podkreślił, że 50 tys. ludzi nie jest "liczbą reprezentatywną" dla całego kraju. - To niewiele więcej niż jedna osoba z każdej gminy we Francji - dodał.

Wcześniej w sobotę w Paryżu w pobliżu merostwa zakapturzeni manifestanci zaczęli rzucać butelkami i kamieniami w policjantów, którzy odpowiedzieli gazem łzawiącym. Policja ponownie użyła gazu, gdy około 40 minut później część protestujących usiłowała przejść przez most, zmieniając planowaną wcześniej trasę marszu spod merostwa do budynku Zgromadzenia Narodowego, niższej izby parlamentu.

Reklama

Manifestacje odbywały się m.in. także w Rouen, Marsylii, Tuluzie, Lyonie, Bordeaux czy Montpellier, gdzie według najnowszych informacji również doszło do starć z policją - zatrzymano pięć osób, a siedem odniosło lekkie obrażenia.

"Żółte kamizelki" demonstrują od połowy listopada i oprócz rezygnacji z planowanej podwyżki podatków od paliwa, z której rząd już się wycofał, domagają się podniesienia płac, emerytur czy zasiłków dla bezrobotnych. Zgłaszają też żądania polityczne, w tym dymisji prezydenta Francji Emmanuela Macrona.