Powiązanie dostępu do eurofunduszy z przyjmowaniem migrantów zasugerował Emmanuel Macron. Francuski prezydent w poniedziałek był w Paryżu gospodarzem nieformalnego spotkania w sprawie polityki wobec migrantów przybywających do Europy. Francja i Niemcy proponują powołanie koalicji krajów gotowych do dobrowolnego przyjmowania ludzi ratowanych na Morzu Śródziemnym. Chociaż przymusu nie będzie, to Macron po raz kolejny uznał, że kraje, które nie są solidarne i do koalicji nie przystąpią, nie powinny liczyć na fundusze strukturalne.
Wiceminister spraw zagranicznych Konrad Szymański te słowa odbiera jako szantaż medialny. Próby wiązania przyjmowania migrantów z budżetem dołożyłyby kolejnych przeszkód do już dość długiej listy problemów. Dotknęłoby to więcej niż połowy państw członkowskich UE, które nie mają ochoty na tego typu politykę migracyjną. Nie wiem, jak Francja chce wykonać ten plan. Ale jest pewne, że przyniesie to jeszcze większe problemy negocjacyjne w sprawie wspólnych ram finansowych i dalsze opóźnienie - uznał.
Chociaż do Europy przybywa nielegalnie coraz mniej migrantów, kwestia odpowiedzialności za tych, którym udało się dotrzeć na kontynent, pozostaje nadal nierozwiązana. Wicepremier Włoch i minister spraw wewnętrznych Matteo Salvini odmawia możliwości schodzenia na ląd we włoskich portach przybyszom uratowanym przez organizacje humanitarne na morzu. Jak tłumaczy, Włochy przyjęły za dużo migrantów, a ponieważ zgodnie z prawem azylowym to pierwszy kraj w UE sprawuje opiekę nad osobą starającą się o status uchodźcy, Rzym nie zamierza dłużej brać tego obowiązku na siebie. Dlatego Paryż i Berlin wyszły z propozycją utworzenia mechanizmu solidarnościowego, w którym udział ma być dobrowolny. O obowiązkowych kwotach mowy nie ma.
Do nieformalnego spotkania w Paryżu doszło po tym, jak w zeszłym tygodniu spotkanie ministrów spraw wewnętrznych wszystkich 28 krajów członkowskich w Helsinkach zakończyło się fiaskiem. Szefom resortów po raz kolejny nie udało się dojść do porozumienia, jak ma być rozłożona odpowiedzialność za migrantów w Europie. Do francuskiej stolicy przyjechali już tylko ministrowie 14 państw. Spotkanie zbojkotował Salvini, który w liście do swojego francuskiego odpowiednika Christophe’a Castanera przestrzegł przed decyzjami podejmowanymi jedynie w Paryżu i Berlinie.
Reklama
Przedstawiciel Polski był obecny przy stole rozmów w Paryżu. Warszawa wysłała na spotkanie swojego ambasadora. Wyraziliśmy tam jasno swoje negatywne stanowisko. Zachęcamy partnerów, by zbudować kompromis migracyjny na bazie konkluzji Rady Europejskiej z czerwca 2018 r. To jedyna droga - dodaje Szymański.
W konkluzjach przywódcy wszystkich krajów zgodzili się, że przekazywanie osób uratowanych będzie odbywać się na zasadzie dobrowolności. Państwa mogą robić ze swoją polityką migracyjną w zasadzie, co chcą, natomiast pod flagą unijną można robić tylko te rzeczy, które są przedmiotem konsensusu 28 państw - przypomina wiceszef MSZ.
Mechanizm miałby prowadzić do szybkiego i automatycznego relokowania migrantów uratowanych na morzu. Ale najpierw łodzie z migrantami miałyby zawijać do najbliższego portu, co oznacza, że nadal krajem pierwszego kontaktu byłyby w praktyce Włochy. A na to Rzym nie chce się zgodzić. Cała inicjatywa była przedstawiana jako rozwiązanie, które ma być ofertą dla krajów pod największą presją migracyjną, czyli dla Malty i Włoch. Włochy w sposób stanowczy odrzuciły tę metodę działania, słusznie uznając, że jest to mechanizm zachęcający do jeszcze większej nielegalnej migracji – mówi Szymański.
Obok Niemiec i Francji udział w mechanizmie zadeklarowały Portugalia, Finlandia, Litwa, Chorwacja, Irlandia i Luksemburg. Macron ostrzegł jednak przed konsekwencjami braku solidarności. Europa nie jest menu do wyboru, jeśli chodzi o solidarność. Nie możemy mieć krajów, które mówią, że nie chcą Europy, gdy chodzi o dzielenie ciężaru, ale chcą, gdy chodzi o fundusze strukturalne - powiedział po spotkaniu w Paryżu.
To nie pierwsza taka sugestia. Jak pisaliśmy niedawno, podobne rozwiązania były dyskutowane również w Berlinie. Ograniczenie dostępu do unijnych pieniędzy niesolidarnym krajom zostało zapisane w umowie koalicyjnej rządu holenderskiego, sugerował to również belgijski premier Charles Michel, który ma zastąpić Donalda Tuska na stanowisku szefa Rady Europejskiej. Jeden z naszych rozmówców w Brukseli podkreśla, że brak solidarności wszystkich krajów członkowskich w sprawie migrantów jest argumentem za tym, by w budżecie zabezpieczyć więcej pieniędzy na ten cel.
Wtedy trzeba komuś zabrać, a najłatwiej zabrać tym, którzy dobrowolnie nie chcą ponosić odpowiedzialności za migrantów - mówi osoba w KE. Porównuje to do art. 7. Co z tego, że on nie prowadzi do żadnych twardych sankcji wobec Polski? Wystarczy, że wisi nad rządem - dodaje.