"Jeśli chodzi o formalne przystąpienie lub nieprzystąpienie (do NATO), to sprawa zostanie przekazana narodowi i to on wyrazi zgodę" - powiedział prezydent podczas sobotniej ceremonii składania kwiatów na Grobie Nieznanego Żołnierza. "Ale minie wiele lat, zanim Ukraina odpowie na to pytanie" - dodał, sugerując, że w sprawie integracji konieczne będzie ogólnonarodowe referendum. Słowa Juszczenki mogą zaskakiwać, bo jako przywódca pomarańczowej rewolucji w 2004 r. a potem prezydent szybką integrację z NATO i Unią Europejską przedstawiał jako swoje priorytety.
Rezerwę wobec przystąpienia do Sojuszu widać także wśród innych polityków określanych do tej pory jako prozachodni. "Uważam, że przystąpienie do NATO nie jest dla Ukrainy ani pierwszym, ani drugim, ani nawet piątym punktem w porządku dnia" - tak kilka tygodni temu mówiła w wywiadzie dla "Ukraińskiej Prawdy" Julia Tymoszenko, typowana obecnie na premiera.
Do tej pory w takim tonie wypowiadał się jedynie - uznawany za prorosyjskiego - premier Wiktor Janukowycz - zauważa DZIENNIK. I za każdym razem z siedziby Juszczenki na ulicy Bankowej sypały się gromy. Wystarczy przypomnieć ubiegłoroczną wypowiedź Janukowycza o tym, że Ukraina nie jest gotowa do NATO, bo naród zbyt mało wie o organizacji. Prezydent natychmiast uznał ją za podważenie priorytetów ukraińskiej polityki zagranicznej. Teraz sam mówi, że projekt "Ukraina w NATO" schodzi na dalszy plan.
Jednak ekspertów zmiana poglądów Juszczenki nie zaskakuje, bo - ich zdaniem - entuzjazm w sprawie integracji z Sojuszem od początku był raczej wyrazem dobrych chęci niż rzeczywistych możliwości. Po pierwsze - według sondaży - ponad 60 proc. Ukraińców wcale nie chce wchodzić do Sojuszu, a samą organizację postrzega jako wroga. Po drugie, nie ma zgody elit: główna siła polityczna - Janukowyczowska Partia Regionów - mówi stanowcze "nie", zaś proprezydencka Nasza Ukraina-Ludowa Samoobrona i Blok Julii Tymoszenko rytualnie deklarują swoje poparcie dla organizacji, ale w praktyce nie działają na rzecz wchodzenia do niej.
Po trzecie, władze w Kijowie nie realizują w zadowalającym tempie reform wymaganych przez NATO. Sztandarowym przykładem jest niezastosowanie się do zalecenia, by rozwiązać lub "wyprowadzić" spod kurateli MSW wojska wewnętrzne, które na Zachodzie kojarzą się z siłą używaną do tłumienia demonstracji.
Właśnie dlatego dowódcy NATO także z coraz większym krytycyzmem patrzą na Ukrainę jako na ewentualnego sojusznika. Już na szczycie w Rydze w listopadzie 2006 r. dali do zrozumienia, że Kijów nie może liczyć na taryfę ulgową i - mimo zapowiedzi - nie zaproponowali ukraińskiej delegacji podpisania tzw. Planu Działania na rzecz Członkostwa (MAP).
"Bez wątpienia wchodzenie do NATO zeszło z pierwszego planu" - mówi DZIENNIKOWI Ołeksja Basarab z Grupy Studiów Strategicznych w Kijowie. "Czekamy na przyszłoroczny szczyt Sojuszu w Bukareszcie. Wtedy okaże się, czy Ukraina ma zapomnieć o integracji, czy jeszcze są jakieś szanse" - dodaje.