Choć od tego tragicznego wypadku minęło już dziesięć lat, doktor Mailliez pamięta każdą sekundę. 31 sierpnia wieczorem jechał do pracy, gdy w tunelu Alma w Paryżu zobaczył rozbitego o słup dymiącego mercedesa. Zatrzymał samochód i pobiegł do wraku.

Reklama

"Przyjaciel księżnej Dodi al-Fayed i kierowca już nie żyli" - wspominał Mailliez przed francuskimi i brytyjskimi prokuratorami, którzy prowadzą śledztwo w sprawie śmierci Diany. "Ochroniarz, Trevor Rees, krzyczał z bólu. Księżna leżała na tylnym siedzeniu" - mówił.

Wtedy jeszcze doktor Mailliez nie wiedział, że ratuje Dianę. W tunelu było ciemno, w reflektorach samochodów i rozbłyskujących fleszach fotografów, którzy otaczali miejsce wypadku, nie było widać, kto jest we wraku mercedesa. "Księżna jęczała. Nie widziałem żadnych ran, tylko kilka kropel krwi na jej twarzy" - przyznał. "Miała szansę przeżyć. Nie wiedziałem wtedy, jakie ma obrażenia wewnętrzne" - opowiadał.

Pomoc przyszła jednak za późno. Diana zmarła w szpitalu.

Brytyjsko-francuski zespół śledczych ustalił, że wypadek spowodował pijany kierowca księżnej. Uciekając przed ścigającymi Dianę fotografami stracił panowanie nad mercedesem i uderzył w betonowy słup w tunelu.