Zamroczony alkoholem Henri Paul, lawirujący między samochodami na ruchliwej ulicy, uciekający przez tłumem paparazzi. Do tego niezapięte pasy bezpieczeństwa. Te elementy złożyły się na tragiczny finał, gdy mercedes księżnej wbił się w betonowy filar tunelu. Księżna Diana, Dodi al-Fajed i szofer zginęli. Przeżył jedynie ochroniarz.
250 świadków przez pół roku zeznawało w sprawie wypadku przed specjalną ławą przysięgłych w Londynie. W toku prac komisja zaprzeczyła, by do wypadku doprowadził tajemniczy fiat uno, który miał uderzyć w mercedesa i zepchnąć go z jezdni. Tak twierdziły między innymi niektóre bulwarowe media.
Ojciec Dodiego al-Fajeda idzie dalej. Upiera się, że jego syn i księżna zginęli w zamachu, w którym palce maczał brytyjski dwór królewski i służby specjalne. Nie zgodził się z dzisiejszym wyrokiem ławy przysięgłych.