Bezpośrednim powodem takiej sytuacji jest zeszłotygodniowe głosowanie w Zgromadzeniu Narodowym, w którym deputowani stronnictwa prezydenckiego LREM odrzucili poprawkę do ustawy przedłużającą z 5 do 12 dni urlop dla rodziców, którym zmarło niepełnoletnie dziecko.

Reklama

Głosowanie skrytykowane zostało przez prawicową i lewicową opozycję, wywołało też oburzenie społeczne, odnotowane przez media.

Sytuację zaogniła próba łagodzenia napięć przez samego prezydenta, Emmanuela Macrona, który w sobotę wezwał deputowanych, by wykazali się empatią, co zdenerwowało parlamentarzystów, gdyż głosowali zgodnie z dyrektywą rządu. Przyznał to na spotkaniu z posłami premier Edouard Philippe, który - jak donoszą media - przynał, że rząd ponosi odpowiedzialność za swe wytyczne i bronił minister pracy Muriel Penicaud.

Według mediów interwencja prezydenta pogorszyła tylko atmosferę, gdyż deputowani poczuli się urażeni. Również premier nie uspokoił nastrojów – tłumaczył w środę wieczór komentator telewizji informacyjnej LCI.

To polityczna katastrofa - powiedział w LCI deputowany Jean-Francois Cesarini. Rząd mówi głosujcie przeciw, deputowani głosują przeciw. A potem rząd nam mówi: jesteście debilami, jesteście nieludzcy. To dla nas nie do przyjęcia. Według autora artykułu na stronie internetowej "Le Figaro” jeden z ministrów głupcami nazwał tych, którzy sprzeciwili się przedłużeniu urlopu.

Cytowany w "Le Figaro” deputowany LREM Julien Borowczyk nie oszczędził w krytyce prezydenta, twierdząc, że to jego wystąpienie spowodowało atak mediów na parlamentarzystów LREM. Zranieni jesteśmy jako posłowie i jako rodzice. Obluzgano honor naszej większości.

Reklama

Poprawiona przez rząd propozycja ustawy przedstawiona ma być 3 marca w Senacie i wróci następnie do izby niższej.

"Le Monde” pisze, że w szeregach deputowanych LREM coraz częściej słyszy się "mam dosyć”, czy "odchodzę”. Pęknięcia pojawiły się podczas omawiania strategii do lokalnych wyborów samorządowych i spowodowały odejście kilku deputowanych – podaje "Le Monde”

"Macronia (pojęcie stosowane przez przeciwników Macrona, mające uwypuklić pozycję i wpływy prezydenta we Francji - PAP) coraz bardziej przypomina statek pijany” – pisał już w niedzielę komentator "Le Figaro” Guillaume Tabard. „A to z powodu "niezręczności" jej ministrów, improwizacji sporządzanych tekstów i utraty autorytetu głowy państwa”.

Podkreślił, że w ubiegłym tygodniu Rada Państwa (najwyższy sąd administracyjny) uznała projekt ustawy o zmianie systemu emerytalnego za niedopracowany, co - w jego ocenie - oznacza oskarżenie władzy wykonawczej o amatorszczyznę. Równie surowo oceniła Rada Państwa okólnik ministra spraw wewnętrznych, który stanowi, że kandydaci na merów w miejscowościach, w których liczba mieszkańców nie przekracza 9 tys. osób, występować będą jako bezpartyjni.

Przewiduje się, że w marcowych wyborach lokalnych partia prezydencka poniesie zdecydowaną porażkę. Okólnik, eliminując przynależność partyjną w 90 proc. gmin, przysłoniłby ten blamaż.