Od 1 lutego 2007 roku obowiązuje już zakaz palenia "we wszystkich otwartych i zadaszonych miejscach, które są publicznie dostępne albo stanowią miejsce pracy": w transporcie publicznym, na terenie przedsiębiorstw i instytucji, placówek szkolnych i szpitali.
Teraz władze poszły dalej i od nowego roku 13,5 miliona francuskich palaczy nie będzie mogło sięgnąć po ulubionego dymka w restauracjach i hotelach. Ktoś, kto nie opanuje nałogu, zapłaci 450 euro. A jak pracodawca będzie tolerował w zakładzie pracy palenie, to będzie "lżejszy" o 750 euro.
Wprowadzenie zakazu palenia popiera aż 86 procent Francuzów. Nie zbankrutują też bary, bo dwie trzecie zapowiada, że nadal będzie tam chodzić i zakaz im się podoba.
Minister zdrowia tłumaczy, że we wprowadzeniu zakazu nie chodzi o to, żeby komukolwiek dokuczyć, lecz uniknąć rocznie 66 tysięcy zgonów osób palących i ponad 5 tysięcy biernych palaczy.
Zakazowi palenia ma towarzyszyć rządowy program pomocy dla ludzi, którzy rzucili nałóg. W telewizji rozpoczęła się już kampania antynikotynowa.
Ci z palaczy, którzy będą chcieli rzucić nałóg, mogą liczyć na pomoc państwa. Dostaną zwrot pieniędzy za lekarstwa i antynikotynowe gumy do żucia.