"Międzynarodowy Komitet Olimpijski odrzuca wezwania do bojkotu olimpiady" - mówi dziennikarzom prezydent organizacji, Jacques Rogge. Oświadczenie, to reakcja na międzynarodową presję środowisk walczących o poszanowanie praw człowieka.
Burza komentarzy wokół sytuacji w Chinach rozgorzała ze zdwojoną siłą po piątkowej niepodległościowej demonstracji w Lhasie. Przeciw pokojowo nastawionym Tybetańczykom stanęli uzbrojeni po zęby żołnierze i policjanci. Zginęło co najmniej 30 osób, jednak zdaniem tybetańskich uchodźców w Indiach, śmierć mogło ponieść nawet stu ludzi. Władze Chin wciąż odmawiają wypuszczenia aresztowanych mnichów z klasztorów w Lhasie.
Prezydent MKOL złożył kondolecje rodzinom ofiar i wyraził nadzieję, że w regionie szybko zostanie spowrotem zaprowadzony spokój. Jacques Rogge odmówił odpowiedzi na pytanie, czy Komitet zmieni zdanie, jeśli przemoc nie ustanie, lub zginie więcej ludzi.
MKOL sam sobie napytał biedy
"W historii olimpiad były co najmniej cztery poważne bojkoty" - mówi dla CNN David Wallechinsky, historyk ruchu olimpijskiego. Dodaje, że zwykle godziło to jedynie w sportowców. I przypomina, że Komitet nie odwołał nawet igrzysk w Meksyku w 1968. Wówczas na kilka dni przed olimpiadą, władze zabiły setki pokojowych demonstrantów.
Historyk potępił zarazem decyzję organizacji igrzysk w Pekinie. "MKOL sam napytał sobie biedy organizując olimpiadę w kraju rządzonym przez dyktaturę" - mówi Wallechinsky. "Teraz piętno decyzji będzie ich ścigać" - kwituje.