"Wiemy o czterech polskich studentach, którzy są w prowincji Syczuan. Nawiązaliśmy z nimi kontakt" - mówi dziennikowi.pl Janusz Tatera z wydziału konsularnego ambasady w Pekinie. Dodaje, że w tym rejonie mieszka niewielu Polaków.
Według oficjalnych informacji, w trzęsieniu nie zginął żaden obcokrajowiec. Jednak media podały informacje o dwóch tysiącach zaginionych turystów. Wiadomo, że jest wśród nich 15 Brytyjczyków.
Nie będzie łatwo ich odnaleźć. Prowincja jest zniszczona, w wielu miejscach pada deszcz, a ziemia wciąż drży. Do tej pory zanotowano prawie dwa tysiące wstrząsów. Siła wstrząsów wtórnych sięgnęła dziś sześciu stopni w skali Richtera.
Sporo szczęścia miała wycieczka Brytyjczyków, którzy zwiedzali rezerwat rzadkich pand. 48 turystów jechało autokarem, który cudem ominął lawinę błotną. Brytyjczycy wydostali się z auta i piechotą przeszli z Maoxian do Dujiangyan.
Wczorajszy kataklizm był naprawdę potężny - 7,8 stopnia w skali Richtera. W rejonie epicentrum trzęsienia zawaliło się 80 procent budynków. Runęły mosty, zniszczone są drogi, zerwana jest łączność. Nie ma kontaktu z trzema miastami, tysiące ludzi są odcięte od świata. Mieszkańcy prowincji proszą o pomoc - brakuje jedzenia, wody i lekarstw. Służby sanitarne boją się wybuchu epidemii.