Li, znany na Zachodzie jako Jay Y. Lee, wyraził skruchę podczas swojej pierwszej od pięciu lat konferencji prasowej.

Samsung nie przestrzegał ściśle prawa i etyki (...) To moja wina. Przepraszam - powiedział biznesmen cytowany przez południowokoreańską agencję Yonhap.

Reklama

Choć Li nie odniósł się do sprawy wprost, chodzi prawdopodobnie m.in. o jego własny udział w skandalu korupcyjnym, który doprowadził do odsunięcia od władzy i skazania za nadużycia byłej prezydent Korei Płd. Park Geun Hie. 51-letni biznesmen został skazany za przekazywanie łapówek byłej prezydent i jej bliskiej przyjaciółce, aby zapewnić sobie łatwą sukcesję po swoim ojcu Li Kun Hi - prezesie Samsunga, który od 2014 roku ze względu na stan zdrowia jest tylko tytularnym szefem koncernu.

Choć w 2018 roku Li otrzymał wyrok 2,5 lat więzienia w zawieszeniu na cztery lata, w sierpniu ub.r. koreański Sąd Najwyższy nakazał ponowne rozpatrzenie jego sprawy - co oznacza, że ostateczny wymiar kary może być wyższy.

Podczas środowej konferencji prasowej Li przeprosił też za politykę firmy skierowaną przeciwko związkom zawodowym i oznajmił, że w przyszłości zezwoli na ich działalność w koncernie.

Li wypowiedział się również na temat ewentualnej sukcesji w firmie założonej przez swojego dziadka.

Myślę nad tym, by nie przekazywać praw do kierowania spółką moim dzieciom. Dotychczas zachowywałem tę myśl dla siebie - powiedział biznesmen cytowany przez agencję Reutera. Obiecał również, że "nie będzie więcej żadnych kontrowersji w sprawie sukcesji".

Jak notuje agencja Yonhap, była to pierwsza konferencja Li od 2015 roku. Wówczas Li przeprosił za błędy należącego do Samsunga centrum medycznego, przez które wirusem MERS zakaziło się 85 pracowników kliniki.