W czwartkowym komunikacie Dowództwo Kosmiczne USA stwierdziło, że ma dowody na to, iż Rosja przeprowadziła niedestrukcyjną próbę broni antysatelitarnej umieszczonej w przestrzeni kosmicznej. Do testu miało dojść 15 lipca, kiedy z rosyjskiego satelity nr 45915 miał zostać wystrzelony na orbitę "nowy obiekt". Według USA takie zachowanie satelity, będące kolejnym podejrzanym manewrem maszyny, jest niezgodne z deklarowanym celem dokonywania inspekcji urządzeń w kosmosie. Waszyngton od dawna podejrzewa, że "inspekcyjne" rosyjskie satelity są w rzeczywistości satelitami mającymi służyć do niszczenia wrogich obiektów na orbicie.
Rosyjski system satelitarny użyty do tej próby broni jest tym samym, co do którego wyraziliśmy nasze zaniepokojenie wcześniej w tym roku, kiedy Rosja przeprowadziła manewr blisko satelity amerykańskiego rządu - stwierdził szef dowódca operacji Sił Kosmicznych USA gen. John W. Raymond. Generał stwierdził, że incydent z 15 lipca jest kolejnym dowodem na rosyjskie zamiary opracowania kosmicznych systemów uzbrojenia, co jest "zgodne z militarną doktryną Kremla, mówiącą o użyciu broni, która zagraża obiektom USA i sojuszników w kosmosie". Jak dodał, świadczy to również o "hipokryzji" Moskwy, która jednocześnie zabiega o kontrolę zbrojeń w kosmosie i ograniczenie rozwoju amerykańskiego arsenału.
Wysłannik rządu USA ds. kontroli zbrojeń Marshall Billingslea stwierdził zaś na Twitterze, że czyn Rosji był "w oczywisty sposób nie do zaakceptowania", a temat incydentu będzie poruszany w rozmowach z Rosją w Wiedniu na temat nowego traktatu kontroli broni nuklearnej.
Do krytyki Rosji dołączyła się Wielka Brytania.
Działania takie jak te zagrażają pokojowemu użytkowaniu przestrzeni kosmicznej i stwarzają ryzyko powstania odłamków stanowiących zagrożenie dla satelitów i systemów, na których polega cały świat - stwierdził gen. Harvey Smyth, dyrektor ds. przestrzeni kosmicznej w brytyjskim ministerstwie obrony.