- Dla władz popularność Cichanouskiej jest nieoczekiwana i najwyraźniej nieprzyjemna, bo one boją się wszelkiej aktywności ulicznej. Mitingi i wiece są legalne, odbywają się zgodnie z prawem wyborczym, ale napięcie jest, bo władze – o czym ciągle mówią – obawiają się majdanu – powiedział PAP komentator Alaksandr Kłakouski.
Siedem tysięcy ludzi na wiecu w Witebsku, tysiące w Nowopołocku, rekordowy tysiąc w maleńkim Głębokim na północy – to bilans ostatnich dni aktywności politycznej kandydatki Swiatłany Cichanouskiej. Takich wieców jak ona – jeszcze niedawno przede wszystkim matka i żona – nie mają szans zgromadzić inni oponenci Alaksandra Łukaszenki, "zawodowi" politycy opozycji, uczestniczący w wyborach – Hanna Kanapacka, Andrej Dzmitryjeu i Siarhiej Czeraczań.
Żona aktywisty i popularnego wideoblogera Siarhieja Cichanouskiego weszła do polityki niejako przypadkiem, gdy jej mąż nie został dopuszczony do wyborów. Nieoczekiwanie dla siebie, dla ekspertów i - najwyraźniej także dla białoruskich władz – stała się główną rywalką Alaksandra Łukaszenki.
W sobotę Cichanouska spotyka się z wyborcami w Orszy, Mohylewie i Bobrujsku. W niedzielę kolejne wiece. - Ten protest narasta i skoro nawet w 17-tysięcznym Głębokim wychodzi tysiąc ludzi, to jest to ewidentny dowód, że coś się zmieniło w społeczeństwie. Ludzie stali się bardziej upolitycznieni – ocenił Kłaskouski. Jego zdaniem władze żałują już zapewne, że dopuściły Cichanouską do wyborów i "niewykluczone, że zastanawiają się, czy jej pod jakimś pretekstem nie usunąć".
Zdaniem eksperta "spiskowe teorie z internetu", że Cichanouska może działać w porozumieniu z władzami, wydają się mało prawdopodobne. - Z punktu widzenia reżimu lepiej by było, by ta kampania przebiegała cicho i blado – wyjaśnia.
Przyznając, że obecna kampania wyróżnia się dużą, wręcz historyczną dla Białorusi aktywnością obywateli, eksperci zwracają uwagę, że nie należy przeceniać ich skali. Na największym dotąd wiecu - w dwumilionowym Mińsku było 10 tysięcy ludzi, w drugim co do wielkości mieście – Witebsku, siedem tysięcy. Z punktu widzenia władz, które od początku kampanii robią wszystko, by osłabić protest i rozbić go, popularność Cichanouskiej jest jednak wyzwaniem.
- Usunięcie Cichanouskiej z wyborów to byłaby kwestia techniczna, ale z punktu widzenia Alaksandra Łukaszenki byłoby porażką wizerunkową, kolejną w tych wyborach – mówił Kłaskouski. - Wyeliminowano wszystkich groźnych rywali i pozostawiono kobietę, a teraz nawet ona miałaby odpaść? To by wyszło bardzo źle, ale z drugiej strony – po obecnej kampanii – co Łukaszenka ma do stracenia w sensie wizerunkowym? – pytał retorycznie publicysta.
Jego zdaniem popularność Cichanouskiej, wspieranej przez sztaby niedopuszczonych do wyborów Wiktara Babaryki i Walera Capkały, to efekt zmiany w społeczeństwie. - Na protesty wychodzą ludzie na prowincji, dotąd niezwiązani z opozycją, często – dawni wyborcy Łukaszenki – przekonywał Kłaskouski.
Jego zdaniem świadczy to o tym, że ludzie są znużeni 26-letnimi rządami Alaksandra Łukaszenki, mają poczucie "beznadziei, ślepej uliczki".
- Wcześniej hasła opozycji o demokracji były dla nich abstrakcją, a teraz coraz więcej ludzi uznaje, że bez zmiany politycznej i bez uczciwych wyborów nie jest możliwa zmiana, poprawa ich sytuacji – ocenił Kłaskouski.
Dowodzi tego, jak przekonuje, reakcja społeczeństwa na wezwania Cichanouskiej, której "jedynym postulatem jest doprowadzenie do nowych, wolnych wyborów, kiedy już zostanie prezydentem".