Moda na ekośluby przywędrowała zza Atlantyku - w Europie prym w tej dziedzinie wiodą Wielka Brytania i Francja, tuż za nimi plasują się Niemcy i kraje bałtyckie. "Podstawowym celem jest zorganizowanie imprezy tak, by była ona jak najmniej uciążliwa dla środowiska" - tłumaczy DZIENNIKOWI Susanne Hummel z austriackiej firmy organizujących zielone wesela.

Reklama

"Jedzenie musi pochodzić z ekologicznie czystych upraw, zaproszenia drukuje się na papierze z odzysku, goście - zamiast kawalkadą limuzyn - dojeżdżają na miejsce zabawy jednym autobusem" - wylicza. Oprócz tego zaleca się, by narzeczeni na ceremonię ubrali się w tzw. szmateksie, użyli obrączek swoich dziadków, a jedzenie, które zostanie po uczcie, rozdali potrzebującym. W internecie można znaleźć też wskazówki, gdzie można spędzić ekologiczny... miesiąc miodowy.

Firmy specjalizujące się w ekoweselach są też przygotowane na malkontentów, których nie przekonuje ogólnikowy argument o wspólnej odpowiedzialności za przyszłość planety. Dla tzw. trudnych klientów organizatorzy w ciągu kilku minut potrafią obliczyć, ile dwutlenku węgla "wyemituje" do atmosfery wesele, gdyby było zorganizowane w tradycyjny sposób, i ile hektarów lasu zniknie przez to z powierzchni planety. Wizja zatrutego środowiska zazwyczaj przekonuje nawet największych sceptyków.

Jednak trudno ukryć, że ekowesela to przede wszystkim świetny biznes. Średni koszt takiej imprezy w Hamburgu czy w Birmingham to około 25 tys. euro. Jak wyliczyli specjaliści, to mniej więcej o jedną trzecią więcej niż impreza zorganizowana w sposób tradycyjny. Złośliwi już dodają, że kwestią czasu pozostaje pojawienie się ekologicznych rozwodów.

Reklama