Torysi i laburzyści na wyścigi zgłaszają kolejne pomysły, które mają pomóc rozwiązać narastający z każdym dniem problem. Każdego tygodnia na pierwsze strony brytyjskich gazet trafiają relacje z ulicznych morderstw. Najświeższa sprawa, która poruszyła cały kraj, to brutalne zabójstwo dwóch francuskich studentów.

Reklama

Młodzi ludzie odwiedzający Wielką Brytanię w ramach wymiany uniwersyteckiej otrzymali po kilkadziesiąt ciosów nożem od włamywacza, który ukradł im PlayStation i karty kredytowe. Tego samego dnia przed jednym z londyńskich pubów zaszlachtowano też szesnastolatka. Po tych wydarzeniach pojawiły się już komentarze porównujące działalność brytyjskich nożowników ze strzelaninami znanymi z najgorszych dzielnic Nowego Jorku czy Los Angeles.

Po tragicznych wydarzeniach z 29 czerwca liczba śmiertelnych ofiar działalności nożowników wzrosła już bowiem w tym roku do 33. Skalę zjawiska może obrazować to, że każdego dnia specjalistycznej pomocy w szpitalach poszukuje średnio 38 poranionych osób. Wystarczy rzut oka na statystyki i przestaje dziwić wypowiedź jednego z szefów londyńskiej policji, który stwierdził, że plaga nożownictwa jest groźniejsza od działalności Al-Kaidy. "Walka z działalnością nożowników to w tej chwili nasz priorytet. Ostatnio coraz więcej młodych ludzi traci życie z rąk gangów. Czas z tym skończyć" - apelował sir Paul Stephenson, zastępca komendanta londyńskiej Metropolitan Police. Z bardzo podobną deklaracją wystąpiła też ostatnio żona byłego brytyjskiego premiera Tony’ego Blaira. "Musimy zwiększyć liczbę policjantów na ulicach naszych miast. Tak jak inne Brytyjki coraz bardziej boję się o życie swoich dzieci" - oświadczyła Cherie Blair podczas specjalnego wystąpienia na ten temat w Izbie Gmin.

Przemoc na ulicach staje się tematem coraz żywszego zainteresowania brytyjskich polityków. Jeszcze w maju laburzystowska minister spraw wewnętrznych Jacqui Smith wyasygnowała 5 mln funtów na wzmożenie walki z nożownikami. Kolejne 3 mln funtów kosztowała telewizyjna kampania społeczna mającą uświadomić zagrożenie przemocą. Lider opozycyjnych torysów lekarstwo na gwałtowne nasilenie się przemocy widzi natomiast raczej w drakońskim zaostrzeniu prawa. "Każdy, kto zostanie złapany na ulicy z nożem, powinien trafić do aresztu" - oznajmił wczoraj David Cameron, zapowiadając, że jeśli zwycięży w wyborach, doprowadzi do zmiany stosownych przepisów.

Reklama

Specjaliści wątpią jednak, czy te propozycje polityków przyniosą rozwiązanie problemu. "Dla nastolatków gang jest wszystkim, przejmują więc jego kodeks postępowania, muszą być agresywni i bezlitośni, żeby przetrwać w przestępczych strukturach" - mówi DZIENNIKOWI profesor Alan Marlow z Uniwersytetu Berdfordshire. "Ci młodzi ludzie czują się wykluczeni ze społeczeństwa, a tego nie zmienią ani kary aresztu, ani telewizyjne spoty. Dopóki nie rozwiąże się głębszych problemów społecznych, które leżą u podłoża przemocy, dotąd nie będzie spokoju" - dodaje.