Policjanci Polacy są na wagę złota zwłaszcza w tych dzielnicach stolicy Wielkiej Brytanii, gdzie mieszka najwięcej emigrantów z naszego kraju, jak na przykład Hammersmith, Fulham czy Ealing. W całej londyńskiej metropolii jest ich około pół miliona, ale brytyjskiej policji wciąż brakuje funkcjonariuszy, którzy dobrze znają język polski i mogą się porozumieć z przybyszami z kontynentu. "Z otwartymi rękami przyjmiemy Polaka, która świetnie mówi po angielsku i chce pracować w terenie, wśród ludzi. Mamy już komendantów Arabów, Francuzów czy Hindusów. Pora na Polaków" - mówi Penny Mills, inspektor ds. bezpieczeństwa z komendy na Fulham Broadway.
W policji pracować może prawie każda sprawna fizycznie osoba. Warunkiem jest dobra znajomość języka angielskiego oraz udokumentowane co najmniej trzy lata spędzone na Wyspach Brytyjskich. Do tego dowód niekaralności - i już można stawiać pierwsze kroki w policyjnej karierze. Większość polskich policjantów zaczyna na stanowisku tzw. oficera wspierającego, czyli Police Community Support Officer, i zarabia ok. 2 tys. funtów, czyli tyle, ile np. w agencji reklamowej i to na stanowisku menedżera, a nie szeregowego pracownika.
"Tacy oficerowie mają mniej legalnych uprawnień, np. nie mogą dokonywać aresztowań, ale tak samo jak każdy inny policjant noszą mundur, pracują w terenie i jeżdżą na akcje, zajmują się też walką z drobnymi wykroczeniami. Są dla policji bardzo ważni" - tłumaczy Elian Fletecher z biura prasowego Metropolitan Police.
A drobne wykroczenia to właśnie to, z czym najczęściej polscy emigranci kojarzą się brytyjskiej policji. Przede wszystkim alkohol - Anglicy całkowicie nie rozumieją polskiego zwyczaju picia piwa na ławce, a Polacy - że tego robić nie wolno. Są też i poważniejsze sprawy. "Zauważyliśmy, że wielu młodych polskich mężczyzn nie wie, że noszenie noża jest w Anglii niezgodne z prawem. Łatwiej będzie ich edukować, jeśli obok brytyjskiego policjanta będzie Polak. To nie tylko kwestia języka, ale też zaufania. Po prostu policjantowi, który jest twoim rodakiem, wierzy się bardziej" - mówi Penny Mills.
p
Aleksandra Kaniewska: Łatwo spotkać rodaków na ulicy Londynu?
Małgorzata Lęciuk*: W mojej dzielnicy, na Highgate, więcej Polaków pracuje, niż mieszka. Ale oczywiście, że ich spotykam. Czasem nawet muszę ich upominać, kiedy na przykład piją piwo na stacji metra. Zdarzyło mi się to kilka razy.
Pewnie się zdziwili - policjantka w angielskim mundurze i sztorcuje ich po polsku...
Absolutnie zdębieli! Nigdy się tak dobrze nie bawiłam jak wtedy, kiedy zobaczyłam ich miny. "No, to teraz nasi są już naprawdę wszędzie. Nawet w policji!" -- marudzili. Ale potem już byli bardzo mili. "Będziemy grzeczni, pani władzo. Już odkładamy puszki" - obiecywali.
A aresztowała pani już kogoś?
Na szczęście nie mam uprawnień, bo byłoby mi trochę przykro. Ale ludzie nie widzą różnicy między naszymi mundurami a tymi, które noszą prawdziwi oficerowie. Więc i tak budzimy respekt.
Czyli "polscy policjanci" się przydają?
Bardzo. Wielu emigrantów wręcz oczekuje, że zawsze gdzieś znajdzie się jakiś Polak i coś mu przetłumaczy. Zresztą jest nas już w Metropolitan Police coraz więcej. Jakiś czas temu mieliśmy spotkanie dla Polaków-policjantów z całego Londynu. Przyszło prawie 20 osób.
Znajomi mieli żal o wstąpienie do policji?
Nigdy. Wszyscy z mojego otoczenia uważają, że to świetna praca. Zresztą, przecież wykonujemy tylko swoje obowiązki. Czy jest w tym coś złego?
*Małgorzata Lęciuk ze Szczytna, od 2,5 roku pracuje na St Ann's Police Station w Londynie jako Police Community Support Officer