Bogaty Zachód, który jest największym importerem drewna z tropików, poprzestawał do tej pory na apelach, w których prosił o zaprzestanie karczowania "zielonych płuc Ziemi". Czasami zdarzało mu się nawet rzucić finansowy ochłap, by wesprzeć działania mające pomóc w uratowaniu tropikalnych lasów. Druga strona pieniądze przyjmowała, a prośby ignorowała, twierdząc, że jest na dorobku i nie zrezygnuje z biznesu przynoszącego krociowe zyski. Ten pat powodował, że mimo alarmistycznych raportów ekologów, drwale wycinali rocznie miliony hektarów lasów, które są naturalnym filtrem wyłapującym z atmosfery dwutlenek węgla, gaz odpowiedzialny za ocieplenie klimatu.

Reklama

Teraz może się to zmienić, bo ONZ udało się wypracować rozsądny plan, który godzi interesy obu stron. "Lasy oraz ich ekosystemy są przecież dużo więcej warte niż drewno" - mówi Achim Steiner, dyrektor wykonawczy UNEP agendy ONZ ds. ochrony środowiska. Bo kluczem w tym rozwiązaniu są pieniądze.

Każdy hektar lasu, który ocaleje przed siekierami drwali, zostanie przeliczony na ilość dwutlenku węgla, którą pochłonął z atmosfery. Będzie tzw. kredyt ekologiczny. Będą one sprzedawane na wolnym rynku i już wiadomo, że tym rozwiązaniem są zainteresowane państwa rozwinięte, które same narzuciły sobie ostre ekologiczne standardy.

Narody Zjednoczone szacują, że dzięki nowemu rozwiązaniu zarobią rocznie miliard dolarów. Musi się tylko zmniejszyć wycinkę tropikalnej puszczy o milion hektarów. Jeszcze większe zyski może mieć Brazylia. "To są konkretne pieniądze, dla których warto być ekologicznym" - mówi Steiner.

Co na tym zyska bogaty Zachód? Po pierwsze przestanie być hipokrytą i zacznie płacić za ochronę lasów, które na jego potrzeby są dziesiątkowane. Ale to nie wszystko. Stany Zjednoczone, a szczególnie Unia Europejska, narzuciły sobie drastyczne ograniczenia emisji C02. Kupno kredytów pozwoli je spełnić, a przy okazji nie uderzy w rozwój przemysłu.