Sygnał mayday dotarł na lotnisko w Exmouth w zachodniej Australii o godz. 13.35 czasu miejscowego. Wysłali go piloci airbusa 320 linii Qantas, lecącego z Singapuru do Perth. Od razu dostali zgodę na awaryjne lądowanie. Na płycie lotniska na maszynę czekały wozy strażackie i karetki. Samolotem leciało 313 osób.

Reklama

Ratownicy i lekarze mieli ręce pełne roboty, bo na pokładzie było 36 rannych pasażerów. Część skarżyła się tylko na otarcia i obicia. Ale 20 osób miała poważne złamania i groźne rany. Czternastu pasażerów od razu przetransportowano do szpitala w Perth, resztę opatrzono w miejscowej placówce.

"Najgorsze doświadczenie w moim życiu"

Kiedy maszyna była na wysokości 11 200 metrów, w ciągu kilkunastu sekund spadła o 2000 metrów. "To było straszne, okropne, przerażające, najgorsze doświadczenie w moim życiu" - opowiada Jim Ford, pasażer pechowego lotu. "Ludzie, którzy nie mieli zapiętych pasów, po prostu latali po kabinie, uderzając w sufit" - mówi Nigel Crown, którego żona została poważnie ranna.

Reklama

Nagłe spadki samolotów zdarzają się, kiedy maszyna wleci w tak zwaną dziurę powietrzną. Ale nie mają one aż dwóch kilometrów wysokości. Dlatego trudno było uwierzyć, że do wypadku doszło przypadkiem. I rzeczywiście, pierwsze analizy potwierdzają, że samolot spadł z innego powodu.

"Samolot sam wzniósł się o 300 metrów. Kiedy piloci zareagowali na tę dziwną sytuację, maszyna nagle zaczęła zniżać lot" - wyjaśnia Julian Walsh z australijskiego biura bezpieczeństwa lotniczego. Więcej szczegółów poznamy w ciągu miesiąca, bo tyle czasu zajmie praca specjalnej komisji. Pełny raport musi być opublikowany w ciągu pół roku od zdarzenia.

Pech australijskiego przewoźnika

Reklama

To kolejny incydent na pokładzie samolotu tej linii w ostatnich miesiącach. Pod koniec lipca boeing 737 musiał awaryjnie lądować w Manili po niecodziennym wypadku.

>>>Przeczytaj, jak boeing lądował z wielką dziurą w kadłubie

Na pokładzie samolotu narodowego australijskiego przewoźnika wybuchła butla z tlenem. Nie tylko przebiła podłogę kabiny pasażerów i wryła się w sufit, ale wyrwała też ogromną dziurę z boku maszyny i uszkodziła wiele przyrządów nawigacyjnych. Pilotowi udało się na szczęście bezpiecznie sprowadzić maszynę na ziemię.

Kilka dni później boeing 737 lądował w Adelaidzie po tym, jak miał problemy z otwarciem klap podwozia. A na początku sierpnia boeing 767 lecący z Sydney do Manili musiał tuż po starcie zawrócić z powodu przecieku w systemie hydraulicznym.