Do tego klubu najbogatszych państw świata należą oprócz USA, Francja, Japonia, Kanada, Niemcy, Wielka Brytania i Włochy. Poza Japonią wszystkie są w NATO. Francuscy komentatorzy zwracają uwagę, że sojusznicy nie zostali wysłuchani i kolejny raz wskazują na to, co nazywają "hipokryzją lokatora Białego Domu".

Reklama

Bezsilność Europy

Ubolewają nad bezsilnością Europy, która "nic nie waży i nie liczy się". I jako "patetyczne" określają wezwania przywódców G7 do talibów, by przestrzegali praw człowieka.

Londyńska korespondentka RFI (francuskie radio dla zagranicy) podkreślała w środę rano, że Europejczycy potrzebują więcej czasu, by ewakuować swych obywateli i tysiące Afgańczyków, ale "bez wsparcia żołnierzy amerykańskich niemożliwe jest bezpieczne kontynuowanie takiej operacji".

Uczestnicy debaty w telewizji C-News przypominali, że jeszcze w przeddzień spotkania G7 prezydent Biden oświadczył, że siły amerykańskie mogą pozostać na lotnisku w Kabulu, aby doglądać ewakuacji. Co spotkało się z natychmiastową odpowiedzią talibów, w której stwierdzali, że "obce siły nie zwróciły się o przedłużenie (ich obecności), a jeśli się zwrócą, to odpowiedź będzie odmowna".

Według francuskiej agencji prasowej AFP, wygląda na to, że talibowie wyciągają wnioski z lekcji syryjskiej. Podczas wojny domowej kraj ten opuściło tysiące lekarzy i inżynierów, pozbawiając Syrię wykształconych kadr, koniecznych do dobrego funkcjonowania kraju.

Reklama

USA słuchają talibów?

W debacie radia France Info komentator telewizji publicznej Francois Beaudonnet określił postawę prezydenta USA: "My damy radę ewakuować naszych do 31, a jeśli inni nie, to tym gorzej dla nich". - Biden, który za kulisami negocjuje z talibami, bardziej jest czuły na ich groźby, niż na prośby sojuszników – uznał dziennikarz.

- Ma się wrażenie, że największa potęga świata podporządkuje się wymaganiom talibów – dodał szef redakcji regionalnego ugrupowania prasowego „La Provence” Guilhem Ricavy.

Uczestnicy wtorkowej konferencji G7 wezwali również talibów do "działania w dobrej wierze" na rzecz utworzenia "reprezentatywnego rządu, do którego wejdą różne siły" ze "znaczącym udziałem kobiet". Podobnie jak prezenter radia Europe1, komentatorzy uznali ten postulat za "patetyczny w swej ślepocie i bezsile".

W debatach na temat Afganistanu nie brak ubolewań nad tym, że kryzys ten jest "kolejną ilustracją braku zwartości UE", jak to sformułowała we France Info mecenas Emmanuelle Barbara. Jako przykład dała obietnicę prezydenta Francji zaproponowania "wspólnej inicjatywy europejskiej" w sprawie Afganistanu, "ale słuch o niej zaginął".

Przypomniano, że Unia dysponuje teoretycznie wielonarodowymi Grupami Bojowymi (European Union Battlegroups), które już w roku 2013 Polska i Francja uznały za "niezdolne do wykonywania przewidzianych dla nich zadań".

Gerard Chaliand, specjalista od geostrategii, który wiele czasu spędził w Afganistanie, powiedział w wywiadzie dla dziennika "L'Opinion", że "Europa nic nie waży i się nie liczy. W Afganistanie byliśmy drugorzędnymi sojusznikami USA. We Francji opowiadamy sobie bajki o naszym znaczeniu, podczas gdy trwa i pogłębia się nasza deklasacja".

Włoska prasa: G7 nie zatrzymało ucieczki Ameryki

"Prezydent USA Joe Biden nie uległ prośbom sojuszników i podtrzymał decyzję o wycofaniu sił z Afganistanu do końca sierpnia, G7 nie zatrzymało ucieczki Ameryki" - to komentarze włoskiej prasy w środę po wirtualnych pilnych obradach przywódców “siódemki”.

"La Repubblica" stwierdza, że choć wtorkowy szczyt G7 na temat sytuacji w Afganistanie po przejęciu władzy przez talibów był "mniej ambitny od oczekiwań", to premier Włoch Mario Draghi osiągnął na nim najważniejszy cel, jakim było uzyskanie zgody na nadzwyczajne obrady G20 pod przewodnictwem Rzymu poświęcone Afganistanu. Liderzy sześciu państw, w tym prezydent USA dali zielone światło, a obecnie trwają rozmowy z Rosją i Chinami - relacjonuje dziennik.

"Teraz głos należy do Moskwy i Pekinu" - dodaje rzymska gazeta. Jej publicysta przypomina, że już w 1996 roku ówczesny prezydent Francji Jacques Chirac stwierdził publicznie, że formuła G7, powiększona potem o Rosję do G8, nie jest już dostosowana do wyzwań czasów.

Także "Corriere della Sera" ocenia, że G20 , obejmujące też Chiny, Rosję i Turcję, jest skuteczniejszym "narzędziem" niż grupa siedmiu państw, by móc "stawić czoła afgańskiemu chaosowi".

"Bo oprócz dziesiątek tysięcy uciekających osób, spoczywa na nas także odpowiedzialność za prawie 40 mln Afgańczyków, którzy pozostaną, winni jesteśmy im to, by jak najszybciej uniknąć powtórki barbarzyństw talibów, którzy wcale nie są lepsi niż 20 lat temu" - dodaje największy włoski dziennik.

"La Stampa" kładzie nacisk na słowa premiera Draghiego, który partnerom z G7 powiedział: Musimy zapewnić to, by organizacje miały dostęp do Afganistanu po 31 sierpnia. Apelował o zachowanie kanału kontaktów także po wycofaniu sił USA. Jak zaznacza, szef rządu zapytał: Czy w sprawie imigracji będzie można prezentować skoordynowane i wspólne stanowisko?

- Do tej pory, zarówno na poziomie europejskim, jak i międzynarodowym, nie potrafiliśmy tego zrobić. Musimy dokonać nadzwyczajnego wysiłku w tej kwestii - oświadczył włoski premier.

"Il Giornale" surowo ocenia politykę Waszyngtonu pisząc: "Europejscy przywódcy proszą o opóźnienie wycofania sił, ale Biden się boi; wyjście nastąpi 31 sierpnia".

Jak stwierdza "Il Mattino", pozostałe kraje z G7 "dostosowują się do USA".