"Zupełnie niespodziewanie premierzy Polski, Czech i Słowenii udali się we wtorek do obleganego przez armię rosyjską Kijowa - pociągiem. Stolica Ukrainy od dwóch tygodni jest pod ostrzałem armii rosyjskiej. Rakiety i granaty uderzyły w milionowe miasto również w noc poprzedzającą podróż trzech szefów rządów" - pisze "SZ".
"Niezwykła deklaracja trzech polityków z Europy Wschodniej"
"Podróż ta jest więcej niż niezwykłą deklaracją trzech polityków z Europy Wschodniej" - ocenia gazeta, wskazując, że Mateusz Morawiecki na Facebooku przytoczył słowa, które w 2008 r. w Tbilisi powiedział w kontekście rosyjskiej agresji na Gruzję ówczesny prezydent Polski Lech Kaczyński: "Dziś Gruzja, jutro Ukraina, pojutrze państwa bałtyckie, a później może i czas na mój kraj, na Polskę".
"SZ" zwraca uwagę m.in. na fakt, że "podróż odbywa się w czasie, gdy w dyplomacji widać postępy w dążeniu do zakończenia konfliktu".
Gazeta odnotowuje słowa doradcy prezydenta Ukrainy Ołeksija Arestowycza, że wojna z Rosją może potrwać do maja, ale ocenia, że "to może być myślenie życzeniowe". "Obawy wzrosły, zwłaszcza w Polsce, po tym, jak w weekend rosyjskie ataki objęły zachodnią Ukrainę. Ataki lotnicze na bazę wojskową niedaleko granicy z Polską, w których zginęło co najmniej 35 osób, zwiększyły obawy w Warszawie, że konflikt może rozszerzyć się na terytorium Polski" - odnotowuje "Sueddeutsche Zeitung".