Zbombardowane zostały ulice, mieszkalnia i szpital pediatryczny. Korytarze humanitarne nie są w 100 proc. bezpieczne. O tym jak tragiczna jest sytuacja w mieście mówi internetowy wpis jednej z jego mieszkanek
Relacja mieszkanki Mariupola
W Mariupolu wciąż są ludzie w piwnicach. Z dnia na dzień coraz trudniej jest im przetrwać. Bez wody, bez jedzenia, bez światła, nie mogą wyjść na zewnątrz. Mieszkańcy Mariupola muszą żyć. Pomóżcie im. Przekażcie wiadomość. Niech wszyscy wiedzą, że cywile nadal są zabijani - emocjonalny wpis Ukrainki.
Mój pies zaczyna wyć, a ja uświadamiam sobie, że znowu będą strzelać. Stoję na zewnątrz w dzień, a wokół mnie panuje cmentarna cisza. Nie ma samochodów, nie ma głosów, nie ma dzieci, nie ma babć na ławkach. Nawet wiatr jest martwy. - czytamy w relacji Nadii Sukhorukovej. Jestem pewna, że wkrótce umrę. To kwestia dni. W tym mieście wszyscy nieustannie czekają na śmierć - kontynuuje.
Trzy dni temu przyszedł do nas kolega mojego starszego siostrzeńca i powiedział, że w straży pożarnej doszło do bezpośredniego trafienia. Zginęli ratownicy. Jednej kobiecie oderwano rękę, nogę i głowę. Śni mi się, że moje części ciała pozostaną na swoim miejscu, nawet po wybuchu bomby lotniczej - opowiada Ukrainka.
Nie boję się już rozglądać. Przede mną płonie wejście do budynku nr 105. Płomienie pożarły już pięć pięter i powoli przeżerają szóste. Ogień w pomieszczeniu płonie tak delikatnie jak w kominku.
Mieszkańcy Mariupola giną bądź zostają ranni. Tysiące z nich zostało zmuszonych do ewakuacji.
Według wielu źródeł ukraińskich mieszkańcy są pozbawieni dostaw wody, energii elektrycznej i gazu, żywności i leków.