Praca, sprawiedliwość, klimat - najważniejsze
Marsz "Put People First" ("Ludzie są najważniejsi") zorganizował sojusz ponad 150 organizacji charytatywnych, związków zawodowych i studentów, którzy zaczęli gromadzić się na londyńskiej stacji Embankment w centrum miasta już wcześnie rano. Tuż po południu kolorowa manifestracja – z transparentami, balonami, gwizdkami i taneczną muzyką – wyruszyła w stronę Hyde Parku. Maszerowali dorośli i studenci, zorganizowane grupki, a nawet całe rodziny z dziećmi. Jednak pomimo karnawałowej atmosfery, większość ludzi była w bojowych nastrojach.
- Mam 28 lat, pół roku temu straciłam pracę informatyka w City. I od tego czasu dzialam w organizacjach charytatywnych. Nie jest tak, że kapitalizm nagle przestal mi sie podobać. Po prostu pora na bardziej humanitarne rozwiazania – mówiła Agnes Paulton, która razem z kilkorgiem znajomych rozdawała przechodniom ulotki “Kapitalizm nie działa”.
- W mojej firmie zwalniają połowę pracowników. Skąd mam wiedzieć, że ja nie będę następny? I jakie mam gwarancje, że państwo mi pomoże, kiedy będę szukał pracy? – denerwował się Andrew, 35-letni sprzedawca z Croydon.
Bankierzy są winni kryzysowi
Uwaga protestujących skupiła się na przedstawicielach globalnego świata finansów.
- Rewolucja, rewolucja! – krzyczeli młodzi działacze organizacji socjalistycznych. – Bankierzy do bani! Chcemy zmiany. Musicie zaplacic za swoje grzechy – wtórowali im członkowie jednego z niemieckich stowarzyszeń związkowych, którym na manifestacji oprócz transparentów towarzyszyła orkiestra garnizonowa.
Ciągnąca się kilometrami kolorowa procesja dotarła wreszcie do celu – wiecu w słynnym Speakers Corner w Hyde Parku. To tam przemawiający wzywali przywódców państwa G20 do większego zainteresowania się problemami współczesnego świata – biedą, bezrobociem i zmianami klimatycznymi. Z głośników przy scenie słychać było pokojowe dźwięki reggae, ale przemawiający byli bardzo poważni. Wołali do tłumu o głośne okrzyki dezaprobaty, skierowane do premeira Wielkiej Brytanii, Gordona Browna i prezydenta Stanów Zjednoczonych, Baracka Obamy. - "To ludzie są najważniejsi. Banki są nasze, bo to my z nich korzystamy" - skandował tłum.
To nie jest antyimigracyjna demonstracja
Pomimo gorącej atmosfery, nie było jednak żadnych antyimigracyjnych akcentów.
- To nie jest demonstracja wymierzona w imigrantów. Zaprosiliśmy na niego przedstawicieli różnych krajów. Żądamy pracy i sprawiedliwości dla wszystkich. Nie widziałem dziś ani jednego transparentu z napisem "British job for British workers" i bardzo się z tego cieszę – powiedział DZIENNIKOWI jeden ze współorganizatorów wiecu, główny sekretarz związku zawodowego TUC, Brendan Barber.
Problemem imigrantów najbardziej zainteresowane były za to organizacje komunistyczne. Jedna z nich afiszowała się z hasłami: “Dosyć robienia z immigrantow kozła ofiarnego. Kto inny jest winny kryzysowi – to laburzyści!”.
Brytyjska policja zmobilizowała najdzwyczajne środki - do pilnowania porządku w mieście skierowano tysiące policjantów i wolontariuszy. Zarówno marsz jak i wiec przebiegły bardzo spokojnie - nie zgłoszono żadnych aktów wandalizmu i przemocy.