Niemieccy historycy ustalili, że policjant Karl-Heinz Kurras, który 2 czerwca 1967 r. śmiertelnie postrzelił studenta Benno Ohnesorga był agentem Stasi. Tamta tragedia stała się zapalnikiem, który wyzwolił wybuch młodzieżowej rewolty 1968 r. i zmienił bieg najnowszej historii kraju nad Renem. O znaczenie tego odkrycia pytamy Joachima Gaucka, NRD-owskiego dysydenta, który po zjednoczeniu Niemiec stanął na czele Urzędu ds. Akt Stasi.

Reklama

RAFAŁ WOŚ: Czy nowe fakty zmuszają nas do zrewidowania oceny 1968 r.? Czy można powiedzieć, że Stasi doprowadziła do wybuchu młodzieżowej rewolty?
JOACHIM GAUCK: Rewolta 1968 r. była skomplikowanym zjawiskiem społecznym, które wybuchło z powodu splotu wielu czynników. Na dodatek podobne wystąpienia mieliśmy przecież we Francji czy Stanach Zjednoczonych. A macki NRD-owskiej bezpieki tak daleko przecież nie sięgały. Faktem jest natomiast, że z powodu śmierci Benno Ohnesorga niepokoje społeczne 1968 r. zyskały na ostrości. Ówcześni rewolucjoniści znaleźli w niej koronny dowód, że zachodnioniemiecka policja strzela do ludzi o odmiennych poglądach. Stąd był już tylko krok do demagogicznego twierdzenia, że ówczesne Niemcy były państwem faszystowskim. Dlatego odnalezienie dokumentów poświadczających długoletnią współpracę policjanta Kurrasa ze Stasi obnaża fałsz tamtych haseł. Okazało się bowiem, że domniemany "cyngiel faszystowskiego państwa" był... komunistycznym agentem.

Czy Kurras mógł strzelać z rozkazu Stasi?
Nie ma żadnych dokumentów, które mogłyby potwierdzić takie przypuszczenie. Moje doświadczenie z aktami Stasi pozwala mi wątpić w taki scenariusz. Praktycznie nie są znane dokumenty dowodzące, że władze Niemiec Wschodnich mogłyby wydawać wyroki śmierci na obywateli RFN. Wiem tylko o jednym takim przypadku, gdy Stasi zleciło tajnemu agentowi na Zachodzie zamordowania człowieka, który pomagał w organizowaniu ucieczek z NRD do RFN. Doszło do próby otrucia przy pomocy trutki na szczury, ale ofiara przeżyła. Podobno uratowało ją... piwo, którego spożyła trochę za dużo, co jakimś cudem zneutralizowało truciznę. Z tego co wiem władze w Berlinie Wschodnim nie miały też nic wspólnego z mordami politycznymi Frakcji Czerwonej Armii (RAF). Owszem, komuniści kibicowali grupie Baader-Meinhof, ale nie można uznać fanatyków z RAF-u za agentów Stasi. Dla mnie najważniejszą nauką płynącą z odkrycia dokumentów dotyczących policjanta Kurrasa brzmi inaczej: to kolejny dowód na stopnień infiltracji Niemiec Zachodnich przez aparat bezpieczeństwa NRD.

Skoro agentem Stasi był przedstawiciel zachodnioniemieckiej policji, to trudno sobie wyobrazić, by środowisko zrewoltowanej lewicowej młodzieży nie było również zinfiltrowane?
Ależ oczywiście. Stasi cieszyła się z każdej możliwości destabilizacji kapitalistycznych Niemiec. Komuniści mieli swoich ludzi w ogranizacjach pozaparlamentarnej opozycji zawiadującej studenckim buntem. Redagowany przez Klausa Rainera Roehla i jego żonę Ulrike Meinhof wpływowy wśród rewolucjonistów magazyn "Konkret" z Hamburga pobierał ze wschodu stałą miesięczną dotację (w wysokości 40 tys. marek - red.). Podobnie było w latach 80., gdy tzw. ruch pokojowy wyprowadzał na ulice zachodnioniemieckich miast tysiące ludzi protestujących przeciwko rozmieszczeniu w Europie amerykańskich rakiet średniego zasięgu. Tam Stasi też miało swoich ludzi, podobnie jak np. w środowisku związków zawodowych. Oczywiście agenci Stasi sami nie rozpętaliby takich akcji. Pomagał im lewicowy duch czasów i naiwny idealizm wielu zacnych rewolucjonistów, którzy wierzyli w lepszy świat.

Reklama

* Joachim Gauck, ewangelicki pastor i NRD-owski dysydent, po zjednoczeniu Niemiec w latach 1990-2000 był pierwszym szefem Urzędu ds. akt Stasi (tzw. Instytutu Gaucka).