Tak krwawego zamachu nie było w Iraku od dwóch miesięcy. Tym razem terroryści uderzyli w Tazie pod Kirkukiem w północnym Iraku. Zabitych i rannych było tylu, że zabrakło karetek. Ludzi dowożono tam w ciężarówkach. Policja wstrzymała ruch, by pomóc w transporcie rannych. A tych doliczono się około dwustu. Wielu w stanie krytycznym.

Reklama

Jeden ze świadków powiedział, że siedział w domu, "gdy nagle potężna eksplozja zatrzęsła ziemią pod stopami". Ten 35-letni mężczyzna zobaczył, że jest cały we krwi, a jego okolica zamieniła się w ruinę.

Wybuch był tak potężny, że zniszczona została nie tylko świątynia, ale i około 25 sąsiednich budynków. Pod ich gruzami moga być kolejne ofiary.

Do zamachu doszło kilka godzin po tym, jak premier Iraku Nuri al-Maliki nazwał "wielkim zwycięstwem" planowane wycofanie się żołnierzy USA z miast do końca tego miesiąca i zapewnił, że wszystko odbędzie się zgodnie z planem.

Reklama