"W pierwszym kwartale 2016 roku zdejmimy stację z orbity" - zapowiedział szef programu stacji kosmicznej NASA, Michael T. Suffredini. To oznacza, że warta niewyobrażalne sumy konstrukcja po zaledwie czterech latach od dokończenia jej budowy ma kontrolowanym lotem spaść na Ziemię. Zanim jednak dotknie jej powierzchni (mogłaby zniszczyć duże miasto) - spłonie w atmosferze. A wszystkiemu winien brak pieniędzy.
>>>Z powodu kryzysu droższe wycieczki w kosmos
NASA nie ma planu długoterminowego finansowania kosztownej orbitalnej placówki po 2015 roku. A po tym, jak administracja Baracka Obamy zabrała się do ostrych cięć budżetowych w niemal wszystkich programach sponsorowanych przez amerykańskie państwo, los stacji wisi na włosku. Ale olbrzymi koszt orbitalnej maszyny, zamiast gwoździem do trumny, może się okazać dla niej ratunkiem.
>>>Kosmiczne toalety USA nie dla Rosjan
"Skoro wydaliśmy 100 mld. dolarów [na budowę stacji], nie sądzę, byśmy chcieli ją zamykać" - mówi demokratyczny senator z Florydy Bill Nelson. "Jeśli pozbędziemy się tej cholernej maszyny w 2015 roku, oddamy nasze przewodnictwo w eksploracji kosmosu" - wtóruje mu Suffredini. Specjaliści z NASA badają obecnie, czy stacja będzie mogła działać aż do końca drugiej dekady XXI wieku. Nawet w kosmicznej próżni rzeczy starzeją się i psują - zaznacza Sufferedini.