"Chcę, żeby wiedział (Calderon - red.), że nie jesteśmy jego wrogami. Szanujemy go. Chociaż nasza praca nie znajduje uznania w społeczeństwie, jesteśmy sumiennymi ludźmi i nie mamy się czego wstydzić" - zwrócił się Servando Gomez do prezydenta. Jego apel wyemitował lokalny kanał telewizyjny w regionie Michoacan, gdzie swoją siedzibę ma kartel - jest on również rodzinnym stanem meksykańskiego przywódcy. "Chcemy, żeby pan prezydent nas wysłuchał: ta wojna nigdy się nie skończy, jeśli nie zawrzemy porozumienia" - argumentował gangster, za którego ujęcie wyznaczono nagrodę w wysokości ponad dwóch milionów dolarów.

Reklama

Servando Gomez, jedna z najważniejszych postaci meksykańskiego narkobiznesu - jest uznawany za głównodowodzącego w wojnie między kartelem a policją, która wybuchła na początku czerwca.Funkcjonariusze aresztowali wówczas siedmiu burmistrzów i 20 urzędników z samorządów lokalnych, którzy wysługiwali się Familią. Od tego momentu względnie spokojny stan Michoacan, słynący głównie z biedy i uprawy konopi indyjskich, zamienił się w pole bitwy. "La Tuta" odpowiada między innymi za mord na 12 funkcjonariuszach policji federalnej. W poniedziałek przy jednej z górskich dróg zostały znalezione zwłoki jedenastu mężczyzn i jednej kobiety. Na policjantów zastawiono zasadzkę i obezwładniono, potem byli torturowani i w końcu zamordowani.

Dzień wcześniej seria zamachów wstrząsnęła przynajmniej ośmioma meksykańskimi miastami. Uzbrojone w ciężkie karabiny maszynowe i granaty bojówki zaatakowały koszary i posterunki policji w stanie Michoacan. Od kul zginęło dwóch policjantów i trzech żołnierzy. Kolejnych osiemnaście osób zostało rannych. Jak się podejrzewa, za koordynację zamachów odpowiadał Servando Gomez, który cztery dni później złożył ofertę Calderonowi.

Co skłoniło bezwzględnego gangstera do wywieszenia białej flagi? Narkobaron nie tylko zaproponował rokowania, ale też w charakterystycznym dla Ameryki Łacińskiej kwiecistym stylu wyraził uznanie dla… meksykańskiego wojska i marynarki wojennej, a także poprosił policję o zrozumienie dla swoich działań. Zapewnił nawet, że szanuje funkcjonariuszy, którzy mu depczą po piętach, bo "bo wykonują swoje zadania". Według meksykańskich mediów Gomez zmiękł, ponieważ zdał sobie sprawę, że dla Felipe Calderona, który od dwóch lat nie może sobie poradzić z kartelami, wygrana w rodzinnym stanie jest sprawą honoru.

"Prezydent mógł nawet udzielić nieformalnej zgody dla wojska i policji na stosowanie w Michoacan metod powszechnie uznawanych za niezgodne z prawem" - mówi nam Maria de la Luz Gonzales, publicystka meksykańskiego dziennika "El Universal", która zajmuje się przestępczością zorganizowaną. "Może to potwierdzać tajemnicze zniknięcie kilku osób, których krewni należą do kartelu" - dodaje. Wszystko wskazuje też na to, że Calderon odrzuci propozycję Gomeza. Wszelkie negocjacje z Familią wykluczył już jeden z jego ministrów.