Komunistyczni władcy Chin jak ognia boją się rozpadu wieloetnicznego państwa. A według Pekinu to właśnie ta 62-letnia ujgurska aktywistka odpowiada za etniczne zamieszki, które wybuchły na początku lipca w Sinkiangu - północno-zachodniej prowincji Chin, zwanej przez rdzenną ludność - Ujgurów - Turkiestanem Wschodnim. Krwawe starcia między Ujgurami a napływowymi Chińczykami Han wybuchły w cztery razy większej od Kalifornii prowincji po tym, jak na południu kraju doszło do awantur między tymi grupami. Według Pekinu protesty w stolicy Sinkiangu - Urumczi - i w innych miastach były sterowane właśnie przez panią Kadir, która w środę zapytała Chińczyków, co stało się z 10 tysiącami Ujgurów, którzy według niej zaginęli po demonstracjach. Chiny odrzuciły w czwartek te informacje jako nieprawdziwe.

Reklama

>>>Kolonizacja po chińsku

Zaraz po zamieszkach, w których według chińskich władz zginęło 197 osób, a 1,6 tys. zostało aresztowanych, najwyższy rangą rządowy urzędnik w Sinkiangu oskarżył szefową Światowego Kongresu Ujgurów o podburzanie do protestów za pośrednictwem internetu. Władze w Pekinie mówią dziś jeszcze ostrzej. "Pani Kadir angażuje się w działania, mające na celu podzielenie ojczyzny i zniszczenie jedności narodowej" - oświadczył Qin Gang, rzecznik chińskiego MSZ. To oznacza, że dla Chin, które ideologię komunistyczną niemal zastąpiły już otwarcie okazywanym i popieranym przez władze nacjonalizmem, Kadir jest wrogiem porównywalnym do Dalajlamy. Mieszkanka amerykańskiego stanu Wirginia ma zresztą podobne do tybetańskiego lidera metody działania. W swoich wypowiedziach wzywa do pokoju, dialogu i poszanowania etnicznej odrębności Ujgurów.

>>>Pekin wprowadził godzinę policyjną dla Ujgurów

Urodzona w bogatej rodzinie, której dobrobyt zniszczyły szaleńcze reformy Mao Zedonga, Kadir własną ciężką pracą wydobyła się z nędzy. Dzisiaj budzi tym większy podziw rodaków, gdyż jako obcej etnicznie kobiecie w patriarchalnej kulturze chińskiej było jej trudniej niż innym. A jednak pani Kadir zdołała stworzyć biznesowe imperium składające się ze sklepów, nieruchomości i fabryk. Zasiadła nawet w Chińskim Kongresie Narodowym - jednym z ciał systemu politycznego Państwa Środka. Ale w 1999 roku znalazła się w więzieniu za działalność na rzecz Ujgurów. Wprawdzie na skutek nacisków USA została zwolniona i wypuszczona z kraju, ale wciąż ma osobiste porachunki z reżimem w Pekinie - kilkoro z jedenaściorga jej dzieci wciąż siedzi w chińskich więzieniach.

Reklama

>>>Państwo Środka na skraju wojny domowej?

"Niech usłyszą nasz głos. Niech ludzie się dowiedzą o naszej sytuacji" - powiedziała CNN ujgurska przywódczyni. Zależy jej, by świat uznał ostatnie wydarzenia w Sinkiangu za - jak nazywa zamieszki w Urumczi - "chiński atak na Ujgurów we Wschodnim Turkiestanie". Nic dziwnego, że pekińscy liderzy na dźwięk jej nazwiska aż zgrzytają zębami. Mieszkająca w USA Kadir korzysta obecnie z dobrodziejstw amerykańskich rządowych programów "wspierających demokrację" na świecie do finansowania działalności ujgurskich organizacji. Hugh Pope, autor książki "Synowie Zdobywców:Odrodzenie Tureckojęzycznego Świata" określił liderkę Ujgurów jako ciężko pracującą, utalentowaną aktywistkę o ogromnej determinacji i "matczynej aparycji".

Reklama

>>>Pekin wysłał armię na Ujgurów

Chińskie władze mają świadomość charyzmy Kadir i siły, z jaką wykrzykuje slogany takie jak "zatrzymać kulturowe ludobójstwo". Dlatego prezydent Państwa Środka Hu Jintao zaapelował podczas ubiegłotygodniowej wizyty w prowincji Yunan o jedność i wzajemny szacunek wszystkich obywateli kraju i podkreślił, że wszystkie mniejszości etniczne są ważnymi członkami chińskiej rodziny. Ale Ujgurów nie wymienił.