Grupa czterech turystów wypłynęła z marokańskiego kurortu Saidia. Zgubiliśmy się, ale płynęliśmy dalej, aż znaleźliśmy się w Algierii - tłumaczy telewizji BBC Mohammed Kissi. Do tego skończyło się im paliwo. Wtedy to grupy podpłynęła motorówka straży granicznej. Od razu otworzyli ogień - tłumaczy Kissi. Mnie nie trafili, jednak zabili mojego brata i mojego przyjaciela - dodaje.
Kissi zaprzecza oskarżeniom algierskich pograniczników, że mężczyźni próbowali uciekać. Jak mówi, jego brat próbował rozmawiać z funkcjonariuszami, ci jednak nie słuchali. Sam Kissi został pozostawiony na wodzie i musiał sam dopłynąć do brzegu. Po drodze uratowała go marokańska flota wojenna.
Reakcja Maroko
Strzelanina oburzyła opinię publiczną w Maroku. Ludzie domagają się od władz stanowczych kroków i zainteresowania sprawą międzynarodowe instytucje. Rzecznik rządu twierdzi jednak, że sprawą na spokojnie powinny zająć się lokalne sądy.
Granica między Algierią i Maroko pozostaje zamknięta od 1994, gdy islamiści zaatakowali hotel w Marakeszu.