Dziennik zauważa, że Macron przybył do Izraela dopiero ponad dwa tygodnie po atakach terrorystycznych przeprowadzonych przez Hamas i po wizytach przywódców USA, Niemiec, Wielkiej Brytanii, Włoch i Holandii.

Reklama

Jako usprawiedliwienie swojej późnej wizyty Macron wskazał na różnice we wrażliwości we Francji, tj. w kraju, w którym największa społeczność żydowska w Europie – przeżywająca szok po atakach Hamasu – żyje obok ruchu propalestyńskiego, który został ponownie zmobilizowany w ciągu ostatnich dwóch tygodni przez trudną sytuację ludności Gazy – pisze „Le Monde”.

W czwartek prezydent brał też udział w pogrzebie nauczyciela w Arras na północy Francji, który został zamordowany przez mężczyznę powiązanego z radykalnym islamem.

Macron musi powiedzieć coś nowego, innego niż przywódcy, którzy byli w Izraelu przed nim, „sprawić, by inny dyskurs stał się słyszalny" – twierdzi cytowany przez „Le Monde” Denis Sieffert, dziennikarz i autor książki o konflikcie izraelsko-palestyńskim.

Przed wizytą Pałac Elizejski jasno zaznaczył, że ma być ona wyrażeniem solidarności z Izraelem po ataku Hamasu przeprowadzonym 7 października. Jednocześnie Macron wzywa do przestrzegania międzynarodowego prawa humanitarnego i szuka politycznego rozwiązania konfliktu na Bliskim Wschodzie.

Według analityków cytowanych przez „Le Monde” Francja nie jest już jednak „siłą sprawczą” w tym regionie.

Macron, podobnie jak większość zachodnich i arabskich przywódców, myślał, że konflikt arabsko-izraelski został zakończony – mówi jeden z byłym francuskich szefów MSZ, cytowany przez dziennik. „Popełnił błąd, ale nie jest jedyny; Stany Zjednoczone popełniają błędy od trzydziestu lat. Ale być może zaczyna rozumieć, że nie może trzymać się tej linii” – dodał.

Macron spotyka się w Izraelu z najwyższymi politykami państwa izraelskiego - prezydentem Icchakiem Herzogiem, premierem Benjaminem Netanjahu, a także przywódcą Autonomii Palestyńskiej Mahmudem Abbasem. W środę prezydent Francji może odwiedzić jeszcze jeden z krajów regionu.