Do zamachu na Donalda Trumpa doszło w sobotę podczas wiecu w Pensylwanii; były prezydent USA został ranny w ucho. Jak podało FBI, zamachowiec to 20-letni mieszkaniec stanu Pensylwania Thomas Matthew Crooks. Wskutek ataku zginęła jedna osoba, a dwie zostały poważnie ranne. Zginął też zamachowiec.

Reklama

Ustawka

Twierdzenie o wyreżyserowaniu zamachu z użyciem sztucznej krwi było jedną z najszybciej i najszerzej rozpowszechnianych w mediach społecznościowych fałszywych teorii na temat próby zamachu na Donalda Trumpa. Niemal natychmiast po zdarzeniu pojawiły się wpisy o tym, że strzelanina została zainscenizowana przez sztab byłego prezydenta, żeby zwiększyć jego szanse w wyborach prezydenckich. Jak sprawdził brytyjski dziennik "Daily Mail", kilka godzin po zdarzeniu słowo „ustawka” (po ang. staged) było czwartym hasłem wyszukiwanym w Google, a dopiero za nim plasowały się słowa Trump i Secret Service.

O tym, że próba zamachu była mistyfikacją miał - według rozpowszechniających spiskowe teorie - świadczyć triumfalny gest zaciśniętą pięścią wykonany przez Trumpa moment po postrzale, a także to, jak szybko został ewakuowany z mównicy.

Reklama

Zranienie i sztuczna krew

Dość szybko pojawiło się fałszywe twierdzenie, skąd na twarzy kandydata krew: nalano mu krwi do ucha, gdy był na ziemi, a potem legendarna sesja zdjęciowa. Nie twierdzę, że to w 100 proc. podróbka, nie mam żadnego dowodu, żeby to zweryfikować. Zgodnie z protokołem tajne służby powinny były natychmiast zepchnąć go ze sceny – czytamy w jednym z angielskojęzycznych wpisów. W kolejnym zaś: "tak się cieszę, że Czarny Twitter wie, że to oszustwo, bo już się martwiłem… ale potem zobaczyłem tę rekonstrukcję". Dołączono do niego filmik, na którym grupa aktorów odgrywa rzekomo zainscenizowany zamach na byłego prezydenta mażąc ketchupem twarz niedoszłej ofiary. Ten ostatni uzyskał 5,1 mln wyświetleń.

Podobne komentarze, choć osiągające znacznie skromniejsze zasięgi, pojawiły się także w polskich mediach społecznościowych. "Trump nie został postrzelony, ale np. użyto jakiegoś małego ładunku, takiego, jak się stosuje np. w filmach, jeżeli ktoś niby ma zostać postrzelony, ten ładunek może eksplodować na skórze człowieka, powodując bardzo niewielkie uszkodzenie, ale np. powodując obfite krwawienie” – napisano w jednym z wpisów. Autor kolejnego powiązał zamach z rosyjską propagandą: "rosyjskojęzyczni internauci spędzili pracowitą noc, przekonując wszystkich, że strzały do Trumpa na pewno nie były wyborczą ustawką".

Insynuacje o tym, że strzelanina została zaaranżowana pojawiały się nawet po opublikowaniu oficjalnego komunikatu FBI o godz. 21. (w Polsce była już wtedy 3. rano w niedzielę). Wynikało z niego, że nie była to żadna inscenizacja, tylko prawdziwy atak na byłego prezydenta. Padły strzały w kierunku podestu, na którym przemawiał. Pomimo to media nieprzychylne Trumpowi na swoich niedzielnych okładkach z 14 lipca wyraźnie unikały słowa "zamach". Tytuły na pierwszych stronach "The Washington Post" i "New York Times" mówiły jedynie o zranieniu byłego prezydenta w strzelaninie (WP: Trump Injured in Rally Shooting; NYT: Trump Hurt but Safe).

Wystarczy nie przeszkadzać

Równie mocno eksploatowane twierdzenie jak to o ustawce, pojawiło się nieco później i rozprzestrzenia się do tej pory. Głosi ono, że funkcjonariusze Secret Service i policjanci mieli mnóstwo czasu i okazji, żeby zapobiec próbie zamachu, ale tego celowo nie zrobili. O zaangażowaniu w spisek służb miałaby świadczyć reakcja jednego z policjantów, który podsadzony przez kompana wspiął się na dach budynku, na którym zajął pozycję zamachowiec. A gdy ten wycelował w niego broń, funkcjonariusz wycofał się. Chwilę później padły strzały do Trumpa.

O tym, że służby usiłowały napastnikowi ułatwić zadanie miałby również świadczyć fragment nagrania, na którym agent Secret Service wyprasza zza barierek za mównicą jednego z uczestników wiecu. Nagranie obiega internet z komentarzem, że w ten oto sposób służby zapewniają zamachowcowi "czysty strzał". Autorowi tej teorii jak i osobom, które ją udostępniają, nie przeszkadza fakt, że na budynku za mównicą było zlokalizowane stanowisko kontrsnajperów, a Crooks strzelał z miejsca oddalonego o 120 metrów na prawo od mównicy.

Prawdziwym hitem stało się jednak opublikowane na portalu 4chan oświadczenie, które momentalnie przeniknęło na inne platformy społecznościowe. Jego autorem miałby być rzekomo jeden ze snajperów zabezpieczających wydarzenie. Czytamy w nim: "Nazywam się Jonathan Willis. Jestem funkcjonariuszem ze słynnego zdjęcia dwóch snajperów na dachu wiecu Trumpa. Przyszedłem, żeby poinformować opinię publiczną, że miałem zabójcę na celowniku przez co najmniej 3 minuty, ale szef Secret Service odmówił wydania rozkazu zabicia sprawcy. Na 100 proc. najwyższa władza uniemożliwiła mi zabicie zabójcy, zanim oddał strzały do prezydenta Trumpa".

Nie ma żadnych dowodów, że post zamieścił prawdziwy snajper.

Kto strzelał. Służby ustalają, X już wie

Wkrótce po próbie zamachu na Trumpa, jeszcze zanim służby ustaliły tożsamość jego niedoszłego zabójcy, w mediach społecznościowych zaczęły pojawiać się liczne opatrzone "dowodami" wpisy wskazujące na to, kto strzelał. Niektóre z nich przypisywały zamachowcowi związki ze środowiskiem Demokratów, inne Republikanów lub sił niepowiązanych ze sceną polityczną.

Najliczniejsze były doniesienia o tym, że strzelcem miał być aktywista Antify Maxwell Yearic. Nawet gdy Federalne Biuro Śledcze zidentyfikowało zabitego zamachowca jako 20-letniego Thomasa Matthew Crooksa, wielu użytkowników mediów społecznościowych oraz serwisów "odkrywających to, co chce przed nami ukryć system", brnęli dalej w tę teorię, dowodząc, że FBI kłamie, bo płatki uszu denata są takie same jak Yearica, a inne niż Crooksa.

W feralną sobotę niewiele mniejszą popularność zdobył również rzekomy działacz Antify, Włoch Mark Violets. Jednak, wbrew licznym wpisom w mediach społecznościowych, przedstawiany na nagraniach człowiek okazał się Marco Violim, dziennikarzem serwisu Roma Giallorosa. Po zastrzeleniu zamachowca na dachu budynku w Butler, Marco powitał kolejny dzień w swoim mieszkaniu w Rzymie. A i tak został uznany za zamachowca. Do tego martwego.

Motyw nieznany? Tylko śledczym!

Obok teorii głoszących, że zamach na Trumpa był świetnie zorganizowaną mistyfikacją mającą na celu zwiększenie jego szans w wyścigu do Białego Domu, pojawiły się również inne. Dominowały te sugerujące, a wręcz stwierdzające wprost, że za próbą zabójstwa Trumpa stali Demokraci, czy wręcz osobiście Joe Biden. I nie była to wyłącznie domena zwykłych użytkowników mediów społecznościowych, lecz również polityków i osób publicznych.

"Rozkazy wysłał Joe Biden" -napisał bez ogródek w dniu zamachu Mike Collins reprezentujący w Kongresie stan Georgia i przywołując we wpisie słowa obecnego prezydenta z 8 lipca tego roku: "Skończmy mówić o debacie, czas postawić Trumpa w środku tarczy".

Oliwy do ognia dolał właściciel platformy X Elon Musk, zamieszczając wpis, w którym co prawda nie wskazał na Bidena jako zleceniodawcę, jednak ocenił, że umożliwienie wejścia strzelcowi na dach, z którego strzelał, mogło być celowe.

Niektórych internautów na trop motywu niedoszłej zbrodni naprowadziła obecność na trybunie za mównicą Vince’a Fusca. To, że na wiecu w otoczeniu Trumpa znalazł się inny republikański, choć trzeba to przyznać – o wyjątkowo ekstrawaganckim stylu bycia, polityk z Pensylwanii nie powinno nikogo specjalnie dziwić. Jednak należy wspomnieć, że w niektórych kręgach uważa się, że jest on Johnem F. Kennedym w przebraniu, który wcale nie zginął wraz z żoną i bratową w katastrofie lotniczej ćwierć wieku temu. Tymi kręgami jest ruch Qanon - organizacja, która m.in. głosi, że rząd i elity USA tworzą tajną sieć pedofilską. A ponieważ dojście do władzy Trumpa oznaczałoby jej koniec, oczywistym staje się, czemu w sobotę w Butler padły strzały.