Jak ujawnia amerykańska prasa prezydent USA Barack Obama w zaciszu gabinetów rządowych bez pardonu skarcił oficera uznawanego za jednego z najbardziej utalentowanych dowódców USA.

Afera wybuchła jeszcze pod koniec ubiegłego tygodnia. Właśnie wtedy McChrystal wygłosił w Londynie swoją słynną mowę na temat strategii w wojnie z afgańską rebelią. Czterogwiazdkowy generał wywodzący się z sił specjalnych, który zabiega w Waszyngtonie o pilne zwiększenie kontyngentu o 30-40 tys. żołnierzy, przedrzeźniał w niej wiceprezydenta Bidena i próbował ośmieszyć jego koncepcję chrurgicznych operacji wywiadowczych.

"To co on proponuje w najprostszej konsekwencji doprowadzi do tego, że Afganistan stanie się Chaos-istanem" - stwierdził McChrystal. Usłyszawszy te słowa Obama miał podobno wpaść w furię. A McChrystal natychmiast został wezwany na dywanik. W 25-minutowej rozmowie na pokładzie Air Force One prezydent miał ostro krytykować generała.

Ostatecznie oficera zdyscyplinował sekretarz obrony Robert Gates. "W tym jakże trudnym procesie wypracowywania nowej afgańskiej strategii apeluję do wojskowych uczestniczących w procesie decyzyjnym by udzielali swoich rad prezydentowi szczerze, ale na osobności" - stwierdził na przedwczorajszej konferencji prasowej szef Pentagonu. Jednocześnie i Gates i Biały Dom wydali oświadczenia, że absolutnie nie planują karać McChrystala, a już na pewno nie przewidują dymisji generała, który pełni swoją funkcję ledwie od czterech miesięcy.

O ile nieposłuszeństwo dowódcy wobec cywilnej kontroli nad armią zawsze powoduje zamęt, to Amerykanie zazwyczaj umiejętnie radzą sobie z takimi problemami. Nigdy nie jest to również temat debaty publicznej.

W historii USA najsłynniejszym generałem, który popisał się brakiem dyscypliny, był dżentelmen i zawadiaka w jednej osobie: George Armstrong Custer. Jego dość histeryczna szarża pod Little Big Horn (red. - bitwa z 1876 r., w której Indianie rozgromili amerykańskie oddziały) wyprowadziła z równowagi ówczesnego prezydenta Ulissesa Granta. "Custer jest prekursorem niezależnego myślenia w armii i„osobowości medialnej”. Generał jako pierwszy organizował konferencje prasowe i manipulował dziennikarzami" - komentuje w rozmowie z nami Stephen Hess z Brookings Institution.

Do legendy przeszło również osobliwe zachowanie jednego z dowódców drugiej wojny światowej, gen. George'a Pattona. Patton nie krępował się publicznie krytykować brytyjskiego wojskowego Bernarda Montgomery'ego, głośno sprzeciwiał się też przymuszaniu Niemców na terenach okupowanych do pracy. Chociaż Patton był bez dwóch zdań jednym z najzdolniejszych strategów, to po swoich deklaracjach już nigdy nie awansował.

Największym aktem nieposłuszeństwa wobec Pentagonu i prezydenta w historii USA były wypowiedzi głównowodzącego operacją w Korei gen. Douglasa McArthura. Generał sprzeciwiał się ograniczaniu kampanii wojnennej i w efekcie sabotował negocjowany przez Biały Dom pokój. Za to zresztą - jako jedyny dowódca w historii USA - został dyscyplinarnie odwołany przez prezydenta Harry'ego Trumana.

"Oceniając sprawę McChrystala od strony wizerunkowej to jego problem polega na tym, że nie ma charyzmy i autorytetu Custera, Pattona, czy McArthura. Wielkim dowódcom takie rzeczy się wybacza, McChrystal-debiutant raczej wyszedł przed szereg" - dodaje w rozmowie z nami Hess. Według analityka Brookings za działaniami szefa afgańskiej misji mogą stać po prostu jego własne ambicje polityczne.

"McChrystal powinien raczej wziąć przykład z gen. Davida Petraeusa (któremu udało się spacyfikować rebelię w Iraku i który dziś uchodzi za najbardziej wpływowego oficera w armii USA-red.), którego aspiracje do wyskokiego urzędu w Waszyngtonie nie są tajemnicą. On bardzo roztropnie buduje swój autorytet" - podsumowuje Hess.