Rekiny niemieckiego biznesu dawno nie miały tak fatalnego roku - wartość 100 największych niemieckich fortun spadła w ciągu ostatnich 12 miesięcy z 324 do 285 mld euro, a więc aż o 12 proc. Ale to i tak lepiej niż prognozy z lutego i marca. Wówczas, w samym środku gospodarczej recesji, przewidywano spadek rzędu nawet 30 proc.
"Nasze zestawienie obaliło mit o niemieckich fortunach rodzinnych, które do tej pory uchodziły za graczy racjonalniejszych i bezpieczniej inwestujących pieniądze. Okazało się, żeniemieccy miliarderzy grali równie agresywnie, co rekiny z Wall Street i wcale nie wyszło im to na dobre" - mówi nam autor zestawienia Klaus Boldt.
Wśród największych przegranych aż roi się od znanych nazwisk, które od dziesięcioleci były chlubą niemieckiego biznesu. Sięgające 11 miliardów euro straty poniesione przez rodzinę Porsche (w ubiegłym roku trzecie miejsce) można wytłumaczyć ryzykowną grą o przejęcie wpływów w koncernie Volkswagena.
Walka o VW była dla potomków legendarnego konstruktora Ferdynanda Porsche ambicją, której nie sposób liczyć tylko w pieniądzach. W rezultacie majątek słynnego rodu skurczył się o 71 proc., ale nestor rodu Ferdynand Piech zyskał decydujący głos pośród akcjonariuszy największego europejskiego producenta samochodów i liczy teraz na odrobienie strat.
Dużo boleśniejsze są straty familii Schaeffler, czołowego niemieckiego producenta części samochodowych. W czasie hossy ambitni menedżerowie namówili dziedziczkę rodu Elisabeth i jej syna Georga do ryzykownej operacji połknięcia największego konkurenta - firmy Continental. Efekt: utrata 92 proc. majątku i spadek z 15 na 260 miejsce.
Podobny los spotkał dziedziców fortuny popularnego domu mody Quelle, którzy zupełnie wypadli z listy najbogatszych Niemców. Jeszcze tragiczniejszy był los inwestora branży farmaceutycznej Adolfa Merckle, który wolał śmierć pod kołami pędzącego pociągu niż pogodzenie się z myślą o finansowej plajcie.
Czas kryzysu najlepiej udało się przetrwać za to branżom, z których usług najtrudniej zrezygnować. Pozycję numer jeden i dwa utrzymali bracia Karl i Theo Albrecht, założyciele największej sieci tanich niemieckich hipermarketów Aldi. Bracia, dziś już grubo po osiemdziesiątce, są na liście niemieckich fortun ewenementem. Przede wszystkim dlatego, że nie odziedziczyli żadnej fortuny, a jedynie sklepik ich matki w Essen o powierzchni 35 m2. Dziś tylko w Niemczech mają ponad 4 tys. sklepów, a ich majątek to zarządzany przez Karla koncern Aldi Sud (wart 17,35 mld euro) i Aldi Nord (16,75 mld) należący do Theo.
Tuż za braćmi Albrecht jest szef ich najgroźniejszej konkurencji hipermarketu Lidl Dieter Schwarz. Pierwszą dziesiątkę uzupełniają dziedzice rodu Oetker (przemysł spożywczy), Tchibo (kawa) czy Susanne Klaetten, spadkobierczyni fortuny BMW, która na szczęście dla niej - w minionym roku nie miała głowy do ryzykownych przedsięwzięć biznesowych, bo na pierwsze strony gazet trafiała przede wszystkim z powodu głośnego związku ze szwajcarskim żigolakiem i oszustem matrymonialnym.