75-letni dziennikarz, z którym rozmowa jest nobilitacją dla każdego gościa, od Billa Clintona po jasnowidzów i bohaterów bulwarowych afer, przejdzie za 18 miesięcy na emeryturę. Za każdym razem, gdy umiera bądź wycofuje się z życia publicznego bohater masowej wyobraźni, media jak mantrę powtarzają formułkę "koniec króla!" - czy to popu, jak w przypadku Michaela Jacksona, Hollywoodu, jak w przypadku Marlona Brando, czy wreszcie stylu, gdy zastrzelono Gianniego Versace. Tym razem odchodzi król dziennikarstwa w starym stylu.

Odmówił mu tylko Castro

Zresztą - jak to w Ameryce - jego nazwisko, choć wyjątkowo mało subtelne, miało mówić wszystko. Rok 1957. 22-letni stażysta Lawrence Harvey Zeiger, zmęczony parzeniem kawy starszym kolegom, po raz pierwszy ma zasiąść przed mikrofonem w kameralnej rozgłośni WAHR w Miami Beach na Florydzie. Zostało kilka minut do wejścia na antenę. W pewnej chwili właściciel radia Marshall Simmons rzuca od niechcenia: - Młody? A ty wybrałeś już sobie nazwisko? Przecież nie możesz się nazywać Zieger, ludzie nie mają pojęcia, jak to się pisze.

Zatrwożony debiutant ma tylko tyle siły, żeby z rezygnacją wzruszyć ramionami. A Simmons, rozglądając się po studiu, dostrzega baner reklamowy King’s Wholesale Liquors. "Tak się będziesz nazywał!" - podpowiada. I tak rodzi się Larry King.

"W dzisiejszych czasach wszyscy stawiają na popis, agresję. Dziennikarze telewizyjni stają się showmanami. Ginie granica między publicystyką a wyczynami cyrkowymi. Wszystkie chwyty są dozwolone. A gospodarz <Larry King Live> jest inny, reprezentuje starą szkołę. Bez niepotrzebnej napaści na rozmówcę" - ocenia Andrea Lee Press, medioznawca z Uniwersytetu Wirginii. Sęk w tym, że King nie lubi skupiać na sobie uwagi.

Nie chce, by kamera za długo się nim interesowała. Nie zadaje rozwlekłych pytań, nie stara się popisywać oszukaną erudycją, poruszając wygrzebane przez zastępy stażystów tematy. Przynosi to znakomity skutek. Jego goście dobrze się czują, nie muszą wchodzić w obrony, dlatego się rozluźniają i mówią więcej. Jego rozmowy są bliższe prawdziwej spowiedzi niż programy któregokolwiek z jego konkurentów.

"Do kompletu brakuje mi tylko Fidela Castro. No i zawsze chciałem zrobić wywiad z papieżem. Którymkolwiek papieżem. Najciekawsza byłaby chyba rozmowa z J.D. Salingerem (autorem "Buszującego w zbożu", który wycofał się z życia publicznego - red.). Zapytałbym: czemu przestał pan pisać, czemu pan zniknął?" - tak w rozmowie z tygodnikiem "Times" King wylicza, czego nie udało mu się zrobić. Ale za to wśród 40 tys. jego gości są wszyscy inni - najwięksi, wielcy i prawie wielcy. Z Władimirem Putinem rozmawiał o losach okrętu podwodnego "Kursk", z Billem Clintonem o seksie oralnym w Gabinecie Owalnym, z Hugo Chavezem o panamerykańskiej rewolucji. Do tego z Madonną o Kabale, z Angeliną Jolie o jej patologicznym ojcu (znanym aktorze Jonie Voightcie), z Michaela Jacksonem o przytulaniu się do 11-letnich chłopców, a z Elizabeth Taylor o przytulaniu się owych chłopców do Micheala Jacksona.

Kto zastąpi legendę CNN?

"Larry King Live" jest na antenie CNN od 24 lat. Furora, jaką zrobił, zadziwia wielu. Zatrudnienie 52-letniego wówczas Kinga było grą va banque. Dziennikarz był znany ze swoich radiowych audycji, ale cały czas wisiały nad nim czarne chmury. Szczególnie jedna. Rok 1971, 38-letni publicysta bardzo zaangażowany w politykę trafia do więzienia. Wsypał go pewien przedsiębiorca, który zeznał, że King wziął od niego łapówkę, powołując się na znajomości z prezydentem Richardem Nixonem. Sprawa do dziś nie została wyjaśniona. Słynny dziennikarz do winy się nie przyznaje, ale życie mu to skomplikowało. Jego audycja w radiu została zawieszona na trzy lata. Debiut programu "Larry King Live" był tak naprawdę zmartwychwstaniem.

Ale Ameryka wcale nie wpatruje się w Kinga jak w obraz. Szczególnie w czasach, kiedy triumfy odnosi konserwatywna telewizja Fox, kontestująca waszyngtoński porządek, oskarżająca CNN o lewactwo i robienie ludziom wody z mózgu. Larry King obrywa głównie za to, że jest grzeczny, że nie próbuje zapędzić rozmówcy w kozi róg. Krytykowany był za to, że George’a W. Busha przepytywał głównie z jego społecznej wrażliwości, z empatii wobec latynoskich imigrantów. Wojnę w Iraku wolał przemilczeć. Sam King próbuje odpierać te zarzuty z pozycji doświadczonego publicysty. - Jeśli zacząłbym rozmowę z przewodniczącą Izby Reprezentantów Nancy Pelosi od pytania: "Czemu kłamałaś w sprawie tortur w Guantanamo?", ostatnią rzeczą, jaką usłyszę, będzie prawda - powiedział we wspomnianym wywiadzie dla "Timesa".

Zdarzają mu się też prawdziwe gafy. 19 lat temu Larry został członkiem jury w wyborach Miss America. Joan Rivers spytała go, która z uczestniczek była najbrzydsza. King bez wahania odparł, że miss Pensylwanii. - Dostała się do finału, bo do rzeczy gadała, ale te głupiutkie były ładniejsze - dodał. Potem wysłał Marli Wynne, czyli tej z Pensylwanii, tuzin czerwonych róż z przeprosinami. Innym razem wraz z 34 innymi celebrytami z Ameryki napisał list otwarty do kanclerza Niemiec Helmuta Kohla, w którym protestował przeciwko złemu traktowaniu sekty scjentologów w RFN. Nazwał to prześladowaniem i porównał z Holokaustem.

Jego emerytura będzie dla amerykańskiej telewizji przełomem, bo wszyscy z listy kandydatów na jego następcę mają zupełnie inny, znacznie bardziej wojowniczy temperament. - CNN zastanawia się nad Joy Behar, która teraz jest jedną z prowadzących w porannym programie Barbary Walters. Jej autorski talk-show byłby raczej księgą ludowych mądrości matki-Włoszki. Mówi się też o Katie Couric, ale to byłby za duży zwrot w prawo. Ona nie potrafi ukryć swoich antypatii politycznych - wylicza w rozmowie z nami Matthew Greenberg, jeden z publicystów platformy blogerskiej True/Slant. Ale u bukmacherów najwyżej stoją akcje Ryana Seacresta, wyszczerzonego w białym uśmiechu blondyna prowadzącego amerykańską wersję "Idola". To trochę tak, jakby Monikę Olejnik miałaby zastąpić Katarzyna Cichopek.

Król nie boi się emerytury

"Emerytura? Nie wiem... Przejść na emeryturę... od czego? Nie jestem typem człowieka, który usiądzie na kanapie i będzie czekać wiadomo na co. To do mnie nie pasuje" - mówił kilka miesięcy temu King. Dwa lata wcześniej przyznawał otwarcie, że do rezygnacji z "Larry King Live" może go przekonać tylko demencja albo Alzheimer. Można z tego wnioskować, że w sprawie jego przejścia na emeryturę to stacja CNN postawiła mu propozycję nie do odrzucenia. Tak czy siak nudzić się nie będzie. Ma wielki dom w Los Angeles, w którym mieszka z o 26 lat młodszą, siódmą z kolei żoną. Jego dzieci jeszcze się uczą, więc na pewno będzie dalej odwozić je do szkoły.

"Jestem usatysfakcjonowany. Osiągnąłem wiele jako żydowski chłopak z Brooklynu, syn imigrantów gdzieś z pogranicza Ukrainy i Białorusi. Nie skończyłem college’u, pracowałem jako roznosiciel mleka. Miasto Nowy Jork kupiło mi pierwszą parę okularów. Dziś robię, to co robię, i jestem zadowolony" - dodaje.



























Reklama