Zapad (z ros. zachód), to nazwa rosyjsko-białoruskich ćwiczeń wojskowych, które od 2009 roku odbywają się co cztery lata. W tym roku ćwiczenia przypadają na dni 12-16 września, a w manewrach - poza Białorusią i Rosją - wezmą udział żołnierze z Burkina Faso, Kongo, Mali, Indii, Nigeru czy Iranu. Dodatkowo będą one miały swoich obserwatorów z krajów takich jak Chiny, Kuba, Kazachstan, Korea Północna czy Pakistan.

Celem ćwiczeń Zapad-25 jest sprawdzenie gotowości Państw Związkowych (Rosja i Białoruś), a główne działania mają obywać się na poligonach w pobliżu Borysowa w centralnej części Białorusi. Co bardzo ważne, część ćwiczeń zostanie przeprowadzona także na terenie Rosji, a dokładniej na terenie obwodu królewieckiego (kaliningradzkiego), a także w okręgu moskiewskim oraz leningradzkim.

Rząd Aleksandra Łukaszenki podaje, że w ramach tych działań żołnierze przejdą szkolenie w zakresie wykorzystywania broni jądrowej oraz rosyjskiego systemu rakietowego Orszenik. Według danych wywiadowczych (częściowo potwierdzonych przez białoruskie komunikaty) w ćwiczeniach weźmie udział ok. 43 tys. żołnierzy (13 tys. białoruskich i 30 tys. rosyjskich). Analizy Center for European Policy Analysis wskazują jednak, że realna liczba może sięgać nawet 150 tys. wojskowych.

Zapad-25, czyli ryzyko eskalacji i zagrożenie dla Polski

W tym miejscu warto zaznaczyć, że ćwiczenia Zapad-25 wywołują wśród państw NATO spore obawy, które zresztą są całkiem zasadne. To właśnie te manewry z 2021 roku były elementem przygotowania wojsk rosyjskich do inwazji na Ukrainę w lutym 2022 roku. W związku z tym państwa sąsiadujące z Białorusią (w tym także Polska) obawiają się, że może być to element strategii eskalacyjnej.

Reklama

Taką narrację przekazuje też prezydent Ukrainy, Wołodymyr Zełenski. Jeszcze w lutym 2025 roku sugerował on, że ćwiczenia te mogą być dla Rosji pretekstem i elementem przygotowań do inwazji na Polskę lub kraje bałtyckie. Estoński wywiad stwierdził jednak, że ryzyko zagrożenia inwazją rosyjską w 2025 jest "mało prawdopodobne", choć trzeba spodziewać się dalszych działań sabotażowych i wywiadowczych i to na terenie całej Europy.

Reklama

Polska wobec rozpoczynających się dziś ćwiczeń zachowuje sporą dozę ostrożności. Aktualny szef MON, Władysław Kosiniak-Kamysz jeszcze na początku września podkreślał, że istnieje konieczność uwrażliwienia się na zagrożenia, a nasz kraj "monitoruje sytuację i jest w pełnej gotowości".

Wszelkie obawy dotyczą przede wszystkim ryzyka wystąpienia aktów prowokacji czy sabotażu, ale nie wykluczana jest też potencjalna agresja. Biorąc pod uwagę wydarzenia z przełomu 2021 i 2022 roku taka ostrożność jest jak najbardziej wskazana.

Jak Polska przygotowała się do ćwiczeń Zapad-25

W ramach rozpoczynających się manewrów i sporej nieufności wobec tych ćwiczeń polski rząd podjął decyzję o tymczasowym, ale całkowitym zamknięciu granicy z Białorusią. Dotyczy to także przejść kolejowych, które są pomiędzy krajami.

"Mamy do czynienia z narastającą liczbą różnych prowokacji ze strony Rosji i Białorusi, jak aresztowanie polskiego obywatela. To nosi znamiona bardzo agresywnych prowokacji, w związku z tym ze względu na bezpieczeństwo państwa zamkniemy granicę z Białorusią" - stwierdził Donald Tusk 9 września 2025 roku.

Były zastępca szefa Służby Kontrwywiadu Wojskowego i ekspert Fundacji Starpoints, płk rezerwy Maciej Matysiak, stwierdził, że taka decyzja jest niezwykle ważna. Dzięki temu nie koncentrujemy swoich sił na tym, co dzieje się na przejściach granicznych, uniemożliwiając przekroczenie granic potencjalnym prowokatorom. Można się też spodziewać, że polskie i NATO-wskie służby będą szczególnie wyczulone, zwłaszcza po ostatnim wtargnięciu rosyjskich dronów przez Polską granicę.

Decyzja o zamknięciu granic sprowokowała zarówno stronę białoruską i rosyjską do komentarza. Rząd Łukaszenki złożył na ręce polskiego charge d’affaires protest. Z kolei Maria Zacharowa, czyli rzeczniczka MSZ Rosji stwierdziła, że zamknięcie granic z Białorusią to "krok destrukcyjny" i wezwała polski rząd do "przemyślenia swojej decyzji".