Prokurator Karol Frankowski z Naczelnej Prokuratury Wojskowej ogłosił, że żołnierze naruszyli przepisy prawa międzynarodowego. Strzelali do bezbronnych ludzi - sześć osób zabili, kilkanaście ciężko ranili.

Zatrzymani wczoraj na polecenie wojskowej prokuratury polscy żołnierze pojechali 16 sierpnia do afgańskiej wioski po południu, kilka godzin po wybuchu miny pod transporterem naszego patrolu w tym regionie. Nie zaatakowali ich talibowie, choć taką wersję początkowo podawali.

Reklama

W śledztwie żołnierze przyznali się, że podczas popołudniowego patrolu nie byli ostrzelani. Podawana przez nich dotąd wersja wydarzeń była - według Frankowskiego - "przygotowaną przez nich, oficjalną, nie polegającą na prawdzie wersją, uzgodnioną dla potrzeb prowadzonego postępowania służbowego i karnego".

Sześciu z zatrzymanych siedmiu żołnierzy usłyszało zarzuty zabójstwa, grozi im nawet dożywocie. Siódmy Polak nie strzelał z moździerza do cywilów, więc ma trochę łagodniejszy zarzut - "zaatakowania niebronionego obiektu cywilnego". Grozi mu 25 lat więzienia.

Prokuratura chce trzymiesięcznego aresztu dla wszystkich zatrzymanych.

Zaplanowana zemsta?

Rano 16 sierpnia niedaleko miejscowości Nangar Khel polski patrol wjechał na minę. Dwa wozy zostały uszkodzone. Ale to nie wtedy zaczęła się strzelanina. Dopiero po kilku godzinach w to samo miejsce wysłano inny oddział. To właśnie tych żołnierzy zatrzymano wczoraj.

Rozkaz ostrzelania wnioski wydał dowódca patrolu. Mimo że nie było żadnego aktu "agresji ze strony ludności miejscowej, czy też zachowania zagrażającego życiu, zdrowiu i bezpieczeństwu żołnierzy" - podkreślił prokurator Frankowski.

Już w prokuraturze żołnierze przyznali się, że ostrzelali z moździerza i karabinów maszynowych wioskę. Przyznali się również do tego, że wcześniej nikt ich nie atakował.