Rafał R. wpadł w ręce policji pod koniec ubiegłego tygodnia, kiedy przyjechał do jednej z "dziupli”, aby odebrać części z mitsubishi lancera, którego sam ukradł wcześniej - podaje TVP Info. "Zając" usłyszał zarzut kradzieży samochodu i paserstwa. Właściciel "dziupli" przyznał, że Rafał R. wstawił do niego cztery auta.
Dla policjantów jasne było, że nie będzie problemu z aresztowaniem "Zająca". Tym bardziej, że przeciwko niemu trwa już 6 innych śledztw.
Wołomiński sąd przyznał, że dowody na złodzieja są bardzo mocne, po czym...wypuścił go na wolność.
"Sąd uznał, że nie ma potrzeby na zastosowanie żadnego środka zapobiegawczego, ponieważ policja dysponuje bardzo rozległym materiałem dowodowym. W uzasadnieniu sąd dodał też, że Rafał R. dostał dofinansowanie z Unii Europejskiej i rozpoczął działalność gospodarczą - otworzył warsztat, w którym naprawiane są japońskie auta. Tyle tylko, że on specjalizuje się w kradzieży właśnie <japończyków> - powiedział TVP Info oburzony oficer policji.
Według sądu w Wołominie nie ma potrzeby aresztowania "Zająca", bo ma on dozór policyjny związany z innymi sprawami i nie zachodzi obawa, że będzie utrudniał śledztwo.
Rafał R. z tzw. wołomińskiej szkoły złodziei samochodów, na początku tego roku wyszedł z aresztu, w którym siedział za kradzieże. Jest uważany za jednego z czołowych złodziei aut w Europie - podaje TVP Info.