Efekty likwidacji powszechnego poboru już teraz wyraźnie odczuwają władze wyższych uczelni, szczególnie niepublicznych. "Znam studentów, którzy rzucili naukę po pierwszym roku, albo wycofali się tuż po rekrutacji, kiedy zorientowali się, że nie grozi im już obowiązkowe wojsko" - mówi prof. Waldemar Dziak, rektor Wyższej Szkoły Komunikowania i Mediów Społecznych im. Jerzego Giedroycia w Warszawie.

Reklama

W Wyższej Szkole Ekonomicznej w Białymstoku w tym roku jedynie 28 proc. wszystkich studentów stanowili mężczyźni, podczas gdy jeszcze rok temu było ich o 11 proc. więcej. Podobnie jest w całej Polsce. "Teraz na studia czy do szkół policealnych idą tylko ci, którzy naprawdę chcą studiować. To pokazało, jak kruche podstawy miał cały proces studiowania: zamiast uczyć się dla siebie, kariery i przyszłego życia, mężczyźni powszechnie szli na studia, by uciec przed wojskiem" - tłumaczy demograf, prof. Irena Kotowska z SGH.

Za to Polki kształcą się na potęgę. Jak wynika z najnowszych danych, na największych polskich uniwersytetach - Warszawskim, Jagiellońskim i Wrocławskim - kobiety stanowią aż 66 proc. wszystkich studentów.

Zdaniem prof. Ewy Lisowskiej, ekonomistki z SGH Polki próbują wyrównać swoje szanse na rynku pracy. "W Polsce mężczyźni po szkole średniej nadal szybciej znajdują pracę niż kobiety z takim samym wykształceniem. A poza tym Polki przez wiele lat nie były dopuszczane do sfery publicznej, nie zajmowały wysokich stanowisk, więc teraz nadrabiają zaległości. Chcą mieć poczucie niezależności, a mogą je zdobyć dzięki dobrej pracy" - mówi.

Profesor Irena Kotowska ostrzega jednak, że pęd do nauki powinien być równomierny u obu płci. Choćby dlatego, że w przeciwnym wypadku w zdominowanych przez kobiety dziedzinach nauki zacznie dominować kobiecy punkt widzenia. "To może doprowadzić do zakłamywania rzeczywistości" - mówi. Jej zdaniem masowy odpływ mężczyzn może także grozić bankructwem prywatnych szkół wyższych, które funkcjonowały w znacznej części dzięki fali studentów ukrywających się przed poborem.

Inni eksperci uspokajają jednak, że nie ma powodów do obaw. "Jednym z celów UE jest zwiększenie liczby kobiet pracujących, a Polska na tym polu nadal odstaje. Więc kształcenie kobiet jest bardzo korzystne dla naszej gospodarki" - mówi prof. Krzysztof Pawłowski z nowosądeckiej Wyższej Szkoły Biznesu National-Louis University.