Serial "Heweliusz", który wyprodukował Netflix, to głośna produkcja ostatnich dni. Wyreżyserowany przez Jana Holoubka obraz opowiada o katastrofie morskiej, która wydarzyła się naprawdę.
Prom Jan Heweliusz zatonął na Bałtyku
Doszło do niej na Bałtyku 14 stycznia 1993 roku. To wtedy załoga i pasażerowie promu Heweliusz walczyli z żywiołem i próbowali wyjść cało z tragedii. Niestety udało się to tylko 9 osobom. W wyniku tej tragedii zginęło 56 osób.
Twórcy serialu "Heweliusz" umieścili w nim wiele prawdziwych wątków, bazowali na dokumentalnych źródłach oraz relacjach ocalałych, ich bliskich oraz materiałach z procesów sądowych. Nie wszystko jednak "zmieściło się" w fabule serialu.
Cudem uniknęli śmierć na Heweliuszu. Co ich uratowało?
Jednym z takich faktów, który nie trafił do serialu, była historia grupy niemieckich studentów. Można powiedzieć, że los dał im drugie życie. Mimo, że kupili bilety na prom, nie dojechali do Świnoujścia. Powodem były warunki pogodowe a dokładnie śnieżyca, która przeszkodziła im w przybyciu na miejsce.
Kiedy pojawiły się informacje o katastrofie i dotarły również do wspomnianej grupy studentów, mieli oni przez tydzień świętować "wygranie życia". Studenci podróżowali z Niemiec dwoma samochodami, a panujące wówczas warunki atmosferyczne znacząco opóźniły ich dojazd do Świnoujścia, przez co nie zdążyli na prom. Jedna z czterech osób, które wówczas nie wsiadły na pokład, potwierdziła mi, że gdy dowiedzieli się z mediów o tym, co się stało, przez kolejny dzień wznosili toasty za to, że przypadkiem udało im się uniknąć tragicznego losu pozostałych pasażerów - opowiadała Adam Zadworny, autor książki o historii Heweliusza, w rozmowie z Polskim Radiem.
Czy pasażerowie Heweliusza mieli szanse na przeżycie?
Ci, którzy znaleźli się na pokładzie promu Heweliusz mieli naprawdę niewielkie szanse na to, by się uratować. Statek przewrócił się w środku nocy, gdy fale sięgały kilkunastu metrów a temperatura wody miała zaledwie 2 stopnie. Pasażerowie, nawet gdy się uratowali spod pokładu, zamarzali w lodowatej wodzie, bo na promie Heweliusz brakowało odpowiedniego wyposażenia ratunkowego dla wszystkich pasażerów.
Przesłuchiwany przez Izbę Morską w Szczecinie ochmistrz statku, Edward Kurpiel pytany o to, jakie szanse na przeżycie miały osoby znajdujące się na pokładzie Heweliusza, odpowiadał, że żadne. To zdanie przez wiele lat było symbolem tego, co stało się w nocy 14 stycznia 1993 roku na Bałtyku.