Telepraca jest jedną z form zatrudnienia, promowaną przez Unię Europejską jako pomoc m.in. dla niepełnosprawnych czy kobiet, pragnących łączyć życie zawodowe z wychowywaniem dzieci. Idea jest prosta: pracownik zachowuje wszelkie uprawnienia wynikające z umowy o pracę, ale ze swoich obowiązków wywiązuje się poza miejscem pracy, np. z domu. Tak by móc choćby zajmować się małym dzieckiem.
Polska Agencja Rozwoju Przedsiębiorczości i Instytut Badawczy MillwardBrown SMG/KRC sprawdzili, czy Polacy wiedzą, czym jest telepraca i jakie mają do niej nastawienie. Okazuje się, że niemal 83 proc. ankietowanych słyszała o tej formie zatrudnienia. Jednak chęć podjęcia współpracy wyłącznie na zasadach pracy zdanej deklaruje zaledwie 11 proc. respondentów.
Marcin Opas, jeden z realizatorów realizowanego z funduszy unijnych projektu "Telepraca - nowa forma organizacji pracy w przedsiębiorstwach", twierdzi, że wszystkiemu winne są stereotypy. Pierwszy: że telepraca to to samo co bycie zatrudnionym w call center. I kolejny - że przejście na telepracę oznacza izolację w firmie, a co za tym idzie odbiera szansę na awans zawodowy. Problem polega też na niechętnym stosunku pracodawców, którzy nie umieją prowadzić takiego pracownika. Uważają, że jest gorszy. "Kiedy nie było mnie w pracy, dostawałam gorsze zlecenia, a potem zaczęto mnie pomijać. Musiałam wrócić do pracy, bo czułam, że mogą mnie zwolnić" - mówi Barbara Karpińska, która pracowała w jednej z warszawskich firm.
Dlatego Polska Agencja Rozwoju Przedsiębiorczości zleciła przeprowadzenie szkoleń w ok. 200 przedsiębiorstwach w całej Polsce, których celem jest zmiana nastawienia do telepracy. Szkolenia ruszyły w ubiegłym tygodniu i potrwają do grudnia 2011 roku. "Będziemy przekonywać, że pracownik który przechodzi na tę formę zatrudnienia, jest wydajniejszy, a jednocześnie tańszy dla pracodawcy" - mówi Opas. Można oszczędzić np. na biurku i komputerze.