Ośmiu prokuratorów wojskowych przez prawie dwa tygodnie pracowało w Rosji. 10 kwietnia około godziny 18, a więc ledwie kilka godzin po tragicznym wypadku prezydenckiego Tu-154M, do Smoleńska dotarła pierwsza ich grupa. Rosjanie od razu zaprowadzili ich na miejsce katastrofy. Okazali im także czarne skrzynki odnalezione w szczątkach rozbitej maszyny.
Polscy oskarżyciele od razu zaczęli pracę. Jednak spotkało ich niemiłe rozczarowanie. Okazało się, że nie mają gdzie spać. Ani polskie służby dyplomatyczne, ani resort obrony narodowej, ani Prokuratura Generalna nie zadbały o nocleg. Ale to nie wszystko. Nie dostali także pieniędzy na służbowy wyjazd. Musieli z własnej kieszeni płacić m.in. za jedzenie i spanie.
Z pomocą przyszli im Rosjanie. "Strona rosyjska wskazała naszym prokuratorom miejsca hotelowe w Smoleńsku, a potem w Moskwie. Prokuratorzy płacili za nie indywidualnie, z powodu nagłego charakteru wyjazdu" – wyjaśnia płk Zbigniew Rzepa, rzecznik prasowy Naczelnej Prokuratury Wojskowej.
Polscy prokuratorzy spędzili w Rosji dwa tygodnie. – Poniesione przez nich koszty są im refundowane zgodnie z rozporządzeniem Ministra Obrony Narodowej z dnia 16 grudnia 2009 roku w sprawie należności pieniężnych żołnierzy zawodowych za przeniesienia, przesiedlenia i podróże służbowe – zapewnia płk Rzepa.