"Nie zamierzam tego robić. Mam pomad 30 tys. podpisów osób z prośbą, by polskie nazwy tras na autobusach pozostały. Nie ma żadnego przestępstwa w tym, że w rejonie, w którym 60 proc. mieszkańców stanowią Polacy, używane są polskie nazwy obok litewskich" - mówił Zygmunt Marcinkiewicz polskiej rozgłośni w Wilnie.

Reklama

Usunięcia polskich nazwy zażądano od przewoźnika w czwartek. Marcinkiewicz ma czas do 5 maja. Jeżeli do tego czasu nie usunie napisów, zostanie ukarany grzywną w wysokości od 300 do 600 litów (340-640 złotych). Wysokość kolejnej grzywny to 600-1500 litów.

"Nie boję się ich kar" - mówi Marcinkiewicz. Jest przekonany, że racja jest po jego stronie. "Całą Europę zjeździłem, wszędzie są podwójne napisy. Czego oni (Litwini) się boją" - pyta. Zapowiada, że wkrótce w jego ślady pójdą też inni przewoźnicy Wileńszczyzny.

Marcinkiewicz na swych autobusach na podwileńskich trasach umieścił tablice z nazwami tras w dwóch językach: większym drukiem u góry po litewsku, na przykład Valcziunai-Vilnius, a u dołu, mniejszymi literami - Wołczyny-Wilno.

Inspekcja Językowa twierdzi, że zgodnie z litewskim ustawodawstwem nazwy na tablicach muszą być pisane wyłącznie w języku litewskim.

Reklama