Dlatego, jeśli grill, to raczej we własnym ogródku lub na łące - przekonują strażacy.

"Nie ma przepisów z zakresu ochrony przeciwpożarowej, które w jednoznaczny określałyby miejsca, w których nie można grillować. Natomiast, biorąc pod uwagę pewną logikę, a także niebezpieczeństwo, które stwarza grilowanie na balkonach, loggiach czy użytkowych dachach budynków, a także w promieniu co najmniej kilkunastu metrów od budynków mieszkalnych i użyteczności publicznej - w tych miejscach de facto grilować nie wolno" - powiedział rzecznik Państwowej Straży Pożarnej Paweł Frątczak.

Reklama

By zobrazować zagrożenie Frątczak przypomina, że do grillowania najczęściej używany jest węgiel drzewny, który przy podmuchu wiatru może spowodować pożar mieszkania, np. wskutek zapalenia się firanki w otwartym oknie.

"Były już w Polsce przypadki, gdy podczas grillowania na balkonach lub loggiach dochodziło do pożarów sąsiednich mieszkań. Kilka pożarów miało miejsce podczas nieobecności lokatorów" - powiedział rzecznik dodając, że niebezpieczeństwo potęguje alkohol, który niejednokrotnie towarzyszy spotkaniom przy grillu.

Frątczak wskazuje, że przepisy wprost zakazujące grillowania w częściach wspólnych budynków wielorodzinnych mogą wprowadzać poszczególni administratorzy budynków.

"Z naszych doświadczeń wynika, że w regulaminach wspólnot czy spółdzielni mieszkaniowych powinien znaleźć się przepis o zakazie grillowania" - potwierdza współwłaściciel jednej z warszawskich spółki zarządzających nieruchomościami "Attus", Bartłomiej Zimpel.

"Taki przepis nie dopuszcza do różnego rodzaju napięć, konfliktów między sąsiadami i normuje wzajemne stosunki między właścicielami lokali" - powiedział Zimpel. Dodał, że wiele wspólnot nie ma takiego zakazu, ponieważ ich regulaminy powstawały wiele lat temu, kiedy takich problemów nie było.

Reklama

>>>Czytaj dalej>>>



"Teraz, szczególnie na nowych osiedlach, gdzie sprowadzają się ludzie z całej Polski, jak np. nowy Wilanów - sprawa grillowania często dzieli społeczność. Sąsiedzi różnie zapatrują się na ten problem. Są tacy, którym to nie przeszkadza, ale nie wszyscy zgadzają się na to, że na 50 metrów wkoło roznosi się zapach z balkonu grillującego sąsiada" - powiedział.

O tym, że grillowanie na terenie osiedli rodzi sąsiedzkie konflikty łatwo przekonać się, czytając internetowe fora wspólnot mieszkaniowych. Z nastaniem ciepłych dni rozpoczynają się tam gorące dyskusje, w których przeciwnicy odoru spalenizny w mieszkaniu spierają się z miłośnikami balkonowego grillowania. "Taras to nie ogródek" - argumentują jedni. "Więcej tolerancji" - apelują drudzy.

Psycholog społeczny, prof. Zbigniew Nęcki zauważa, że w obronie tych, którzy grilują na balkonie przemawia fakt, że nie wszyscy mają ogrody.

"Balkon jako przestrzeń świeżego powietrza zezwala na grillowanie w sensie fizycznym. Natomiast minusem wielkim jest oczywiście to, że cała impreza - zapachy i dymy rozchodzi się po całej kamienicy, powodując niezbyt sympatyczne odczucia u sąsiadów" - powiedział Nęcki.

"Uciążliwość sąsiedzka jest więc dosyć spora. Więc jeżeli jest to sporadycznie i ktoś tam, przepraszając, sobie tę kiełbaskę przygriluje to myślę, że byłoby to do zrozumienia i wybaczenia, zwłaszcza jeśli się podzieli z sąsiadem" - dodał Nęcki.

Podkreślił jednak, że jeśli grillowanie na balkonie staje się "chroniczne i uporczywe, to jest to całkowity brak kultury współżycia".

"Radziłbym raczej znaleźć łąkę, na którą można się pofatygować. Balkony zostawmy na ostateczność, kiedy już wszystko zawiedzie, bo to po prostu zakłóca naszym sąsiadom spokój - jest to interwencja w ich prywatność. Hałas i zapach nie znają granic. Dlatego apeluję żebyśmy jednak oszczędzili sąsiadów i nie zmuszali ich ani do słuchania naszych ulubionych kawałków muzycznych, ani wąchania naszych ulubionych potraw" - powiedział prof. Nęcki.