Default

W stolicy Francji Wrocław będzie dziś reprezentował minister kultury Bogdan Zdrojewski. Ma mu towarzyszyć były szef tego resortu Kazimierz Michał Ujazdowski.

Reklama

Do Paryża na głosowanie nie poleci jednak ani marszałek Senatu Bogdan Borusewicz, bo ma w tym czasie spotkanie z delegacją parlamentarną Maroka (naszego konkurenta w staraniach o EXPO), ani wicepremier Grzegorz Schetyna - wyjeżdża do Bułgarii, ani szef MSZ Radek Sikorski, który nie mógł znaleźć połączenia przez Paryż w drodze do USA, gdzie weźmie udział w międzynarodowej konferencji ds. Bliskiego Wschodu.

Trudno mieć pretensje tylko do przedstawicieli rządu PO - PSL, że w ostatnich chwili nie włączają się w lobbing za Polską, skoro niewiele w tej sprawie zrobił poprzedni gabinet. Przez wiele miesięcy minister spraw zagranicznych Anna Fotyga odmawiała podpisania listów do szefów dyplomacji innych państw z prośbą o poparcie starań Wrocławia o Expo.

Powód? O podjęcie kampanii na rzecz stolicy Dolnego Śląska wystąpił prezydent Wrocławia Rafał Dutkiewicz związany z opozycyjną wówczas Platformą. Listy w zeszły w piątek podpisał dopiero nowy szef dyplomacji Radek Sikorski. W tym samym czasie podobne pisma do najważniejszych przywódców Europy wysłał premier Donald Tusk. Ale to już niczego nie mogło zmienić.

"Przynajmniej od lata słyszeliśmy od minister Fotygi, że żadne działania nie są już potrzebne, bo rok temu listy z prośbą o poparcie dla Wrocławia wysłał prezydent Lech Kaczyński. W tym czasie rządy Maroka i Korei Południowej intensywnie lobbowały za swoimi kandydatami" - mówi rozgoryczony wiceprezydent Wrocławia Jarosław Obremski.

Warto dodać, że dziś do Paryża wybiera się premier Maroka, możliwe że pojedzie także król. Będzie też na pewno szef rządu Korei Południowej i prawdopodobnie prezydent. A Polska delegacja? Wydała wczoraj w Paryżu uroczystą kolację z udziałem Lecha Wałęsy dla delegatów Międzynarodowego Biura Wystaw (BIE), bo to oni zdecydują dziś o wyborze gospodarza Expo 2012. Ta kolacja to bodaj ostatni moment na zabieganie o kandydaturę Wrocławia.

Reklama

Wszystko odbywało się bez błysku fleszów, kamer czy pytań dziennikarzy. Po to, by swobodnie móc wymieniać opinie. Gości przyjmowano w zabytkowych XVIII-wiecznych wnętrzach jednego z najbardziej luksusowych hoteli Paryża - de Crillon - położonego w samym sercu stolicy Francji, niedaleko placu de la Concorde. Królowały czerwone róże i białe dodatki, by podkreślić polski charakter przyjęcia. Minikoncert dał zespół Zakopower.

Wystąpił jeden z najlepszych polskich iluzjonistów znany pod pseudonimem Arsen Lupin. Barmani serwowali gościom drinki na bazie polskiej wódki. Ale to Lech Wałęsa był gwoździem programu.

"Musimy być uczciwi, lojalni i sprawiedliwi. Szczególnie w organizacjach międzynarodowych. Mówię to wam jako laureat Pokojowej Nagrody Nobla" - przemawiał do gości, nawiązując do ostatnich masowych akcesji nowych członków do BIE.

Czy wieczór w Hotel de Crillon będzie mieć znaczenie dla wyników dzisiejszego głosowania? Jeśli tak, to niewielkie. W ostatnich tygodniach Korea i Maroko zaprosiły do członkostwa w BIE kilkadziesiąt krajów sobie przychylnych. Nie ma szans, byśmy w ostatniej chwili przekonali je do głosowania za Wrocławiem.

Politolog: Gdyby Korea przegrała, straciłaby twarz

MARIA BARTOSZKO: Dlaczego nie potrafimy walczyć o duże imprezy? WALDEMAR DZIAK*: Dla Koreańczyków Expo od samego początku było sprawą ogólnonarodową, w walkę zaangażowały się władze Yosu, parlament państwa, rząd, specjalnie powołane komisje. W Polsce tego zabrakło, mam wrażenie, że do sprawy poważnie podeszły tylko władze Wrocławia. Niestety to za mało.

Walczyliśmy metodami dyplomatycznymi.
Ale to nie jest dyplomacja, tylko wojna. Dyskutując o transakcji handlowej, przystępujemy do działań wojennych. W kulturze azjatyckiej jest to postrzegane w ten sposób: idziemy na bój, w którym musimy zwyciężyć.

Czyli podejście ambicjonalne?
Tak. Wola zwycięstwa wszelkimi sposobami. Pamiętajmy, że zwycięzców nikt nie sądzi.

Cel uświęca środki?
W każdym kręgu kulturowym dla wielu biznesmenów i dyplomatów polityka jest grą o sumie zerowej - jeśli ja stracę punkt, to ktoś go zyska. Stąd taka niechęć do kompromisów. Liczy się pewny wynik, pewne zwycięstwo, a nie coś, co jest niejasne. To jest bardzo ważne. Koreańczycy szybko zorientowali się, że na głosowaniu w Paryżu może być ciężko, więc wykorzystując luki prawne, natychmiast poszerzyli krąg ludzi biorących udział w podejmowaniu decyzji. Polakom to do głowy nie przyszło.

Mamy inną mentalność i stoi za nami zupełnie inna tradycja. U nas liczy się honor, zasady fair play.
I właśnie dlatego to my dostajemy w d... Polacy muszą się jeszcze bardzo długo uczyć, by być dla Azjatów równymi partnerami. Muszą poznać ich tradycję, kulturę, obyczaje.

Przegrana w wyścigu o Expo oznaczałaby dla Korei utratę twarzy?
Owszem, ale oni prawie na pewno wygrają.

*prof. Waldemar Dziak jest politologiem, specjalistą w zakresie stosunków międzynarodowych, problematyki północnokoreańskiej i chińskiej, oraz docentem Instytutu Studiów Politycznych PAN

Azjaci postawili wielkie pieniądze na lobbing
W koreańską ofensywę dyplomatyczną zaangażowane były setki osób, a także duże koncerny mające swe przedstawicielstwa na całym świecie. Do krajów członkowskich BIE jeździły kilkunastoosobowe delegacje.

O tym, jak ważne dla Korei jest Expo, świadczy to, że w dzień przyjazdu do Yosu delegatów Międzynarodowego Biura Wystaw wszyscy pracownicy w tym mieście dostali dzień wolny i z chorągiewkami w rękach wylegli na ulice.

Koreańczycy interesowali się każdą, nawet najmniejszą wzmianką, która na temat Expo pojawia się w polskiej prasie. Kilka razy w miesiącu do wrocławskiego ratusza dzwonili przedstawiciele ambasady Korei, podpytując o różne rzeczy.

Walka nie zawsze toczyła się według reguł fair play. Podczas prezentacji miast kandydackich 19 grudnia 2006 roku, gdy ofertę przedstawiała Polska, ktoś rozlał koło sali cuchnącą ciecz.

Dzień wcześniej na zamkniętej próbie generalnej naszej delegacji na sali obecnych było z niewiadomych przyczyn trzech mężczyzn z obsługi technicznej. Najprawdopodobniej byli przekupieni przez konkurencję i mieli za zadanie podpatrzyć pomysły Polski.

Znawca kultury Wschodu zwraca uwagę, że z Koreańczykami dzieli nas przepaść kulturowa i to, co dla nas jest nieczystą grą, dla nich jest tradycją: - Prezenty, prezenty, prezenty i pieniądze. A to otwiera niejedne usta, niejedne drzwi - nie owija w bawełnę. - W Chinach, Japonii, Korei obdarowywanie to normalna rzecz. Dzięki temu wygrywa się wielkie kontrakty.