Saksońskie Ministerstwo Spraw Wewnętrznych radzi Niemcom mieć oczy dookoła głowy i natychmiast zgłaszać policji wszelkie nietypowe zachowania przybyszów z zagranicy, która tak naprawdę już zniknęła.

Ale to oczywiście nie wszystkie zalecenia. "Radzimy zamykać wszystkie okna i drzwi nawet podczas krótkiej nieobecności w domu lub mieszkaniu" - brzmi jedna z wytycznych saksońskiego ministerstwa.

Reklama

Niemcy mieszkający przy granicy z Polską montują w domach mocniejsze drzwi i otaczają swoje posesje wyższymi ogrodzeniami - pisze brytyjski "The Guardian". Gazeta przytacza przykład pewnego emeryta z Ebersbach, który obawiając się Polaków i Czechów zorganizował wśród sąsiadów ochronę obywatelską. Mieszkańcy przez krótkofalówki wymieniają się informacjami o wszystkich podejrzanych typach, których zauważą w okolicach swoich domów. Udało im się nawet namówić burmistrza Ebersbach na zniesienie podatku od posiadania psa. Dzięki temu każdy, kto czuje się zagrożony, może bez żadnych opłat "zatrudnić" czworonożnego ochroniarza.

Według autorów ulotki, rozprowadzanej wśród mieszkańców landu graniczącego z Polską i Czechami, po otwarciu granic grozi prawdziwy kataklizm. Ale przecież nie ma to nic wspólnego z deklarowaną oficjalnie przez rząd w Berlinie przyjaźnią i radością z powodu otwarcia granic.

Nie dawniej jak dziś rano można było zobaczyć ściskających się premierów Polski, Czech i Niemiec.

Uczciwie trzeba jednak przyznać, że ulotka saksońskiego MSW została potępiona również w Niemczech. "Szkoda, że pan minister nie wpadł na pomysł, aby sąsiadów przywitać z otwartymi ramionami zamiast z zamkniętymi drzwiami" - napisał berliński dziennik "Der Tagesspiegel".