Inne

Nowy kalendarz szkolny opracowali dolnośląscy pedagodzy. Tuż przed świętami wielkanocnymi trafił on na biurko szefowej MEN Katarzyny Hall. Zmiany podobają się nauczycielom, którzy wskazują, że obecny system w pierwszym semestrze roku szkolnego przewiduje za mało wolnego. Z kolei matura paraliżuje prowadzenie lekcji dla pozostałych klas.

Reklama

Ministerstwo Edukacji rozmawiało o tym pomyśle z nauczycielami już w styczniu. Minister Hall poprosiła ich o przygotowanie szczegółowego planu. Jak się dowiadujemy, już za kilkanaście dni, 21 kwietnia, ma być on omawiany z szefową resortu na spotkaniu we Wrocławiu.

Zgodnie z nowym kalendarzem rok szkolny zaczynałby się tak jak teraz - 1 września. Ale już 29 października zaczynałyby się tygodniowe ferie jesienne.

"To dobry pomysł. Obecnie po rozpoczęciu roku szkolnego nauka trwa praktycznie bez przerwy cztery miesiące aż do świąt Bożego Narodzenia. To zdecydowanie za dużo i dla uczniów i dla nauczycieli"- ocenia Cezary Urban dyrektor najlepszego liceum w Polsce, oraz poseł PO.

Reklama

Z kolei Dariusz Mierzyński, który kieruje gimnazjum nr 18 w Białymstoku, jest sceptyczny i zastanawia się, jak rodzice mieliby zagospodarować ten czas dzieciom. "Pogoda w listopadzie nie jest najlepsza, więc dzieciaki spędzą te ferie przed komputerem lub telewizorem" - przekonuje.

Jednak autorzy pomysłu twierdzą, że byłoby inaczej. "Ferie trwałyby kilka dni, które ze względu na święto Wszystkich Świętych oraz Zaduszki spędza się w gronie rodziny" - mówi nam jedna z pomysłodawczyń zmian.

Reklama

Kolejna nowość to skrócenie ferii zimowych do jednego tygodnia, oraz przerwy wielkanocnej o trzy dni. Zaoszczędzone w ten sposób dni nauki, pozwoliłyby na dwutygodniową przerwę wiosną, na początku maja. Wtedy uczniowie młodszych klas liceum i gimnazjum odpoczywaliby, a ich starsi koledzy pisaliby maturę, czy egzamin gimnazjalny. To miałoby zlikwidować chaos, jaki panuje w szkołach ponadgimnazjalnych w trakcie matur.

Nauczyciele liceów podkreślają, że nauka w tym czasie to fikcja, bo w tym samym okresie muszą egzaminować i uczyć młodsze klasy. Dyrektorzy zaś przekonują, że gdyby mieli pustą szkołę i nieco więcej egzaminatorów, to udałoby im się przeprowadzić egzamin dojrzałości w dwa tygodnie.

"Wiązałoby się to z tym, że niektórzy uczniowie musieliby zdawać dwa egzaminy dziennie. Ale można by było też nie zagęszczać aż tak bardzo egzaminów i te dwa tygodnie wykorzystać na przeprowadzenie tych, które zdaje największa część uczniów" - ocenia Urban. Z przerwą wiosenną wiązałoby się też przedłużenie roku szkolnego. Kończyłby się on 30 czerwca, a nie jak do tej pory, nawet kilkanaście dni wcześniej.