Uzasadnienie decyzji sądu jest tajne. Prezes sądu ujawnił jednak dziennikarzom, że istnieje duże prawdopodobieństwo winy żołnierzy, a poza tym istnieje obawa matactwa z ich strony, a nawet ucieczki, jeśli wyszliby na wolność.

Sąd uznał, że "nie ma przesłanek", które pozwalałyby zastosować zamiast aresztu np. poręczenia. Adwokaci już zapowiedzieli, że będą się odwoływać do Sądu najwyższego.

Reklama

Grozi im dożywocie

16 sierpnia ubiegłego roku polski oddział ostrzelał moździerzami afgańską wioskę Nangar Khel. Zginęło wtedy sześć osób, a dwie ciężko ranne zmarły jakiś czas później. Wśród ofiar ostrzału były kobiety i dzieci.

Za atak na Nangar Khel żołnierze usłyszeli zarzuty ludobójstwa. Sześciu grozi dożywocie, jednemu 25 lat więzienia. Wszystkich aresztowano 15 listopada. Jednak adwokaci domagają się wypuszczenia żołnierzy. Tłumaczą, że wojskowi mogą odpowiadać z wolnej stopy. Nie zgadza się na to prokuratura, bo - jak twierdzi - zarzuty są zbyt poważne, a oskarżani mogą mataczyć.

Wzajemnie obarczają się winą

Wciąż nie wiadomo, kto wydał rozkaz ostrzelania wioski. Żołnierze i dowódcy wzajemnie obarczają się winą. Według jednego z żołnierzy, cytowanego przez "Superwizjer" TVN, dowódca miał powiedzieć: "niech gniew Boży spadnie na te wioski". Inny żołnierz twierdził, że ostrzał był zaplanowany jeszcze zanim wyjechali na patrol. Oficerowie zaprzeczają tej wersji.

Reklama

Terrorysta przed kamerą

Nie jest też do końca jasne, czy w wiosce ukrywali się talibowie. Mieszkańcy Nangar Khel twierdzili, że nie ma u nich bojowników. Jednak amerykański wywiad potwierdzał, że wioska była bazą wypadową terrorystów. Dziennikarze "Superwizjera" TVN, którzy dotarli do Nangar Khel, rozmawiali nawet z jednym z poszukiwanych bojowników - Bismaelahem. Przed kamerami rozpaczał po stracie bliskich.

Prokuratura przesłuchała już kilkudziesięciu świadków, wśród nich dowódcę pierwszej zmiany kontyngentu afgańskiego generała Marka Tomaszyckiego oraz dowódcę Wojsk Lądowych generała Waldemara Skrzypczaka.

"Strzelała banda durniów"

Ta sprawa budzi ogromne emocje, nie tylko wśród bliskich aresztowanych żołnierzy. Również politykom puszczają nerwy. Ówczesny minister obrony narodowej Aleksander Szczygło, zapytany o to, czy wysocy rangą oficerowie próbowali tuszować sprawę Nangar Khel, odparł wyraźnie poirytowany: "Proszę nie mówić do mnie, że ja mam jakąś odpowiedzialność za to, że banda durniów strzela do cywili". Tę wypowiedź byłego szefa MON pokazał "Superwizjer" TVN.

Dziś Szczygło przeprosił za te słowa. Przyznał, że były niepotrzebne.