Bydgoszczanie, przepytani przez reporterów Radia Gra, nie kryją swojego oburzenia z powodu przyjęcia dziennikarza do Szpitala Uniwersyteckiego im. Jurasza. "Tak nie powinno być", "Uważam, że wszyscy równo powinni być przyjmowani" - mówią.
Dobrze być znanym
"Czy to prawda, że na przyjęcie na oddział rehabilitacji trzeba czekać nawet trzy lata?" - zapytaliśmy pracowników szpitala. "Dużo zależy od urazu" - odpowiada nam pielęgniarka. "Czasami wystarczy dwa miesiące" - dodaje.
Rehabilitacja w szpitalu jest podzielona na dwa piony. Pierwszy z nich to tak zwana rehabilitacja wczesna - są tu leczone osoby, które miały wypadek w ciągu ostatnich dwóch, trzech miesięcy.
Maciej Zientarski trafił właśnie na wczesną rehabilitację. Jednak chętnych na takie leczenie jest znacznie więcej niż miejsc. Prawie wszyscy z nich przeszli ciężkie wypadki i kwalifikują się na oddział. Nie są jednak przyjmowani z powodu braku łóżek.
Dyrektor nic nie wie, ale sprawdzi
Zastępca dyrektora do spraw lecznictwa placówki, Stanisław Prywiński, w bydgoskim Radiu Gra (posłuchaj go tutaj) powiedział, że nie wie, czy dziennikarza przyjęto poza kolejką, a osoby, które o tym zdecydowały, są teraz na urlopie. Wrócą do pracy w przyszłym tygodniu i wtedy dyrektor wyjaśni z nimi okoliczności tej sprawy.
"Rodzina zastrzegła sobie, aby nie udzielać żadnych informacji na temat stanu zdrowia pana Macieja Zientarskiego" - dodaje Stanisław Prywiński na łamach "Gazety Pomorskiej".
W szpitalu jest też oddział rehabilitacji późnej. Leczone są tam osoby z urazami starszymi niż trzy miesiące. Na przyjęcie na ten oddział czeka się nawet trzy lata.
Dziennikarze motoryzacyjni Maciej Zientarski i Jarosław Zabiega 27 lutego uderzyli rozpędzonym ferrari w podporę wiaduktu. Jechali około 200 kilometrów na godzinę. Zabiega zginął na miejscu.