Skromny ubiór, wzbudzające litość spojrzenie i tabliczka z informacją, że człowiek jest biedny i ma dzieci. Do tego jeszcze ruchliwe skrzyżowanie w dużym mieście. Pan Andrzej, rencista, zgodził się wcielić dla "Faktu" w rolę żebraka. Efekt przerósł jego najśmielsze oczekiwania.
Pan Andrzej przygotował tabliczkę, na której wyjaśnia, że jest bezrobotnym ojcem trójki dzieci. Trochę niepewnie wychodzi na skrzyżowanie. Początkowo stara się nie narzucać kierowcom i... nic nie dostaje. Kierowcy, widząc żebraka, sięgają po telefony komórkowe lub gazety. Światła się zmieniają, przyjeżdżają nowe auta. Pan Andrzej więc coraz śmielej zagląda przez szyby. W końcu kierowca białej skody uchyla okno. Czyta tabliczkę i kiwa ze zrozumieniem głową. Pierwsze 5 złotych ląduje w kieszeni rencisty - pisze "Fakt".
Potem kierowcy okazują się jeszcze hojniejsi. "Od jednego całe 10 złotych dostałem" - mówi pan Andrzej.
Ale pieniądze to niejedyna pomoc, jaką oferują kierowcy. Na ulicy można też... znaleźć pracę. "Jeden mężczyzna wcisnął mi wizytówkę i zachęcał, żebym zadzwonił. Inni też oferowali pracę" - podkreśla statysta "Faktu".
W ciągu godziny na ulicy podstawiony żebrak zarobił 56 złotych i jedno euro. Gdyby spędzał w ten sposób po osiem godzin dziennie przez 22 dni w miesiącu, jego zarobki wyniosłyby prawie 10 500 złotych.
"Jestem w szoku" - mówi "Faktowi" zaskoczony pan Andrzej. "Chciałbym tyle zarabiać. Nigdy nie sądziłem, że można na tyle zebrać na zwykłym skrzyżowaniu" - dodaje.