Krasowscy już teraz wiedzą jednak, że ta suma jest mocno zaniżona. Z ich własnych szacunków wynika bowiem, że wychowanie Zuzi i Mai będzie ich kosztować znacznie więcej.

Najdroższa jest szkoła. Obie dziewczynki uczą się w tej samej społecznej podstawówce, gdzie czesne wynosi 900 złotych miesięcznie. Państwo Krasowscy za obie córki płacą więc w sumie co miesiąc 1800 złotych. Do tego dochodzi opłata za obiady - dwa razy po 150 złotych. I kolejne 300 złotych za karnet na organizowane przez szkołę zajęcia pływania.

Reklama

Do tego dochodzą dziecięce rozrywki. "Co najmniej raz w miesiącu dziewczynki idą z koleżankami do kina. Dostają wtedy od nas po 50 złotych, by wystarczyło im na bilet, popcorn oraz napój czy lody po seansie" - mówi w rozmowie z DZIENNIKIEM Violetta Krasowska. Matka dziewczynek opowiada, że sporym obciążeniem dla rodzinnego budżetu są tzw. zajęcia dodatkowe. "Gdy Zuzia chodziła na lekcje tańca, płaciliśmy za nie ponad 250 złotych miesięcznie. Teraz ćwiczy szermierkę i choć same zajęcia w klubie Warszawianka kosztują niewiele, to jednak sam strój sportowy to już wydatek rzędu 1000 złotych" - tłumaczy Krasowska. Młodsza Maja uczy się karate, a opłata klubowa wynosi 30 złotych.

Mniej więcej raz w miesiącu obie siostry są zapraszane do któregoś z kolegów z klasy na przyjęcie imieninowe lub urodzinowe. Na szczęście wśród rodziców i samych dzieci panuje zgoda co do tego, że prezenty nie powinny być zbyt drogie, ale i tak trzeba na nie wydać około 100 złotych.

Reklama

Obie dziewczynki uwielbiają się stroić. Miesięcznie na ubrania obu córek Krasowscy wydają więc około 1000 złotych. Gdy Violetta Krasowska słyszy, że już wkrótce może wzrosnąć podatek VAT na ubrania dla dzieci jest poważnie zmartwiona. Bo to właśnie stroje dla rosnących przecież nieustannie dzieciaków stanowią jedno z najpoważniejszych obciążeń domowego budżetu. Nie tylko zresztą ich, ale wszystkich polskich rodziców.

Żadna z dziewczynek nie dostaje stałego kieszonkowego. "Nie mam pensji, ale kiedy mam jakieś potrzeby, proszę rodziców na przykład o 10 czy 15 złotych" - opowiada starsza córka.

Zuzia i Maja - jak wynika z naszych bardzo pobieżnych wyliczeń - kosztują swoich rodziców ponad 3,5 tys. złotych miesięcznie. "Zauważyłam jednak, że z biegiem lat wydaję coraz więcej, bo i potrzeby dziewczynek są coraz większe. Mają przecież nowe zainteresowania, chcą mieć telefony komórkowe i inne gadżety. Ktoś może to wszystko nazwać niepotrzebnym luksusem, ale takie są realne pragnienia i potrzeby dzieci" - tłumaczy Violetta Krasowska. Czy nie uważa, że jest zbyt rozrzutna? "Nie wydaje mi się" - odpowiada.

Reklama

Państwo Krasowscy przyznają, że są nieźle sytuowani: Violetta pracuje od niedawna jako agentka nieruchomości, a jej mąż ma wolny zawód. Oboje są zgodni, że nawet gdyby popadli w jakieś tarapaty finansowe, z pewnością nie zrezygnowaliby z wysyłania córek do szkoły niepublicznej, mimo że właśnie to jest największym obciążeniem dla ich budżetu. "Szkoła to dla nas absolutny priorytet. Raczej ograniczylibyśmy wydatki na ubrania i wspólne weekendowe wyjścia. Zamiast do pełnego kuszących atrakcji multipleksu, poszlibyśmy więc do parku albo siedzielibyśmy w domu, rozwiązując puzzle" - śmieje się matka.

Krasowscy zamierzają utrzymywać swoje córki co najmniej do końca studiów. Z naszych obliczeń wynika, że wydadzą na to w sumie grubo ponad milion złotych. Czyli cztery razy więcej, niż wyliczyli im eksperci.

p

Anna Bogusz: Dlaczego walczycie z podatkiem VAT?
Wita Bardecka: Bo wcześniej nikomu nie zależało na tym, by walczyć o niższy VAT na ubranka i buty dziecięce. Nikt się nie zastanowił, że każda podwyżka dotyka zwłaszcza rodzin niepełnych i samotnych matek, które i tak ledwie dopinają miesięczny budżet. Że to w sposób istotny wpłynie na chęć posiadania dzieci, a już mamy problemy ze wzrostem demograficznym. Politycy odpuścili sobie walkę o niższy VAT, tłumacząc, że musimy dostować nasze prawo do obowiązującego w Unii Europejskiej, a to nieprawda. Wielka Brytania utrzymała na przykład zerową stawkę. Jeśli im się udało, to dlaczego nie nam? Tym bardziej, że jesteśmy biedniejszym krajem.

Czy nie wystarczy becikowe i ulgi prorodzinne?
To jednorazowe działanie. Becikowe i ulgi nie przekładają się na codzienne wsparcie. Nie chodzi nam też o pomoc socjalną, bo ta nie zawsze trafia do osób potrzebujących. A jeśli trafia, to jest mało motywująca. Obniżenie stawek VAT spowoduje natomiast, że w budżecie rodzin zostaną co miesiąc dodatkowe pieniądze, które i tak będą wydane na dzieci. Inny pomysł to zmniejszenie obciążeń pensji osób, które mają na utrzymaniu dzieci do 20. roku życia. Mogłyby płacić mniejsze składki na ZUS i wtedy ich wynagrodzenie netto byłoby wyższe.

Ile kosztuje miesięczne utrzymanie dziecka?
To zależy, na ile rodzina może sobie pozwolić. Szacujemy, że średnio około 900 zł. W tym VAT od tej sumy, około 150 - 200 zł miesięcznie. Rocznie to ok. 1800 - 2400 zł.

A ile pani wydaje?
Różnie. Moja 11-letnia córka chodzi do IV klasy publicznej szkoły podstawowej. Bardzo duże obciążenie odczuwam we wrześniu, gdy muszę kupić jej całą wyprawkę szkolną. Rok temu tylko książki kosztowały ponad 300 zł, a dziecko rośnie. Dochodzą dodatkowe zajęcia i z roku na rok tych wydatków jest coraz więcej.

Wita Bardecka, kierownik warszawskiego oddziału Stowarzyszenia Pomocy Samotnym Matkom "Pozwól Żyć". Stowarzyszenie, razem z innymi organizacjami reprezentującymi samotnych rodziców i rodziny zastępcze, założyło nieformalną Koalicję AntyVAT przeciwko podwyżce VAT na ubranka i buty dziecięce

p

Magdalena Janczewska: Do czego potrzebne jest wyliczenie kosztów wychowania dziecka?
Andrzej Sadowski: Chcemy kolejny raz zwrócić uwagę na wysokie opodatkowanie polskich rodzin. Zaczynamy od najbardziej palącej kwestii, jaką jest obecnie VAT na ubranka i artykuły dziecięce. Nasi politycy zbagatelizowali tę kwestię, zaniedbali negocjacje z Brukselą, i teraz Komisja Europejska domaga się podniesienia stawki z 7 proc. do 22 proc. To oznacza, że roczne wydatki dla rodziny z trójką dzieci wzrosną o prawie osiem tysięcy złotych. A wszystko to dzieje się w państwie, które na każdym kroku deklaruje prorodzinność. My mówimy jasno - nadmierny fiskalizm i nieudolność polityków to działania niszczące polskie rodziny.

Szacunki, że wychowanie dziecka kosztuje 160 tysięcy złotych, budzą wątpliwości. Zdaniem wielu rodziców ta suma jest mocno zaniżona.
Zdaję sobie z tego sprawę, to były uśrednione szacunki. Sam mam 10-letnią córkę i z pewnością wydaję na jej utrzymanie wielokrotnie więcej. Na szczęście jestem w takiej sytuacji, że mogę temu podołać. Stać mnie na opłacenie prywatnej opieki medycznej, lekcji języków obcych czy wyjść do teatru. Marta Klara chodzi także na zajęcia z malarstwa i rysunku oraz wyjeżdża na plenery. Sporym wydatkiem w moim budżecie rodzinnym są też wakacje i ferie zimowe. Warto przy tym pamiętać, że dziecko to także poświęcony mu przez nas czas, oraz czas, który kupujemy u innych osób, aby się nim zaopiekowały. Nikt tego w Polsce jeszcze nigdy skrupulatnie nie podliczył. W innych krajach od lat robi się takie bardzo dokładne analizy. W USA szacuje się, że dziecko to wydatek rzędu 250 tysięcy dolarów, z zastrzeżeniem, że nie chodziło do prywatnej szkoły.

Czy dziecko to dobra inwestycja?
Trudno to rozpatrywać z punktu widzenia tylko ekonomii. Dzieci to przede wszystkim nasza przyszłość. Każdy chyba widział reklamę funduszu inwestycyjnego, w którym dorosły syn daje tacie emerytowi kieszonkowe i na odchodne radzi, aby starszy mężczyzna nie wrócił za późno. I dlatego, aby uniknąć proszenia dzieci o pieniądze, warto się zabezpieczyć. Ale żaden fundusz nie poda nam lekarstw, gdy będziemy niedołężni, nie zapewni nam godnej starości. Dlatego właśnie tak ważne jest właściwe wychowanie dziecka, rozwijanie jego talentów, wsparcie edukacji, by wyrosło na dobrego, mądrego człowieka. Z tego punktu widzenia dziecko to najlepsza inwestycja.

Andrzej Sadowski, ekspert Centrum Adama Smitha i tata 10-letniej Marty Klary